Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Andrzej Dziedzic. Uratował życie kilku osobom i pokazuje innym, jak udzielać pomocy

Robert Gąsiorek
Robert Gąsiorek
Energi i zapału do działania Andrzejowi Dziedzicowi pozazdrościłby niejeden. Został doceniony za to przez naszych Czytelników w plebiscycie na Osobowość Roku 2016 w kategorii działalność społeczna i charytatywna w powiecie dąbrowskim.

Mieszkaniec Dąbrowy Tarnowskiej od kilkudziesięciu lat zajmuje się zagadnieniami bezpieczeństwa higieny pracy. W 1997 roku założył działalność, która polegała na organizowaniu szkoleń w różnych zakładach pracy. Już wtedy wpadł na ciekawy pomysł.

- Jako pierwszy w tej branży w regionie zakupiłem fantoma, na którym uczyłem ludzi udzielania pierwszej pomocy. Chciałem w ten sposób uatrakcyjnić prowadzone przez siebie zajęcia. - przyznaje mężczyzna.

Przełom w jego działalności nastąpił w 2004 roku. Pan Andrzej studiował wtedy zarządzenie. Podczas jednych zajęć doszło do bardzo dramatycznej sytuacji.

- Wszedłem na salę i zobaczyłem kobietę leżącą na ławce. Widziałem, że miała drgawki. Chciałem podejść do niej, ale mnie nie dopuszczono. Ktoś w ogóle powiedział, że ona tak ma i zaraz dojdzie do siebie. Ja jednak widziałem, że dzieje się coś poważnego. W końcu jakoś przecisnąłem się do niej i moje obawy się potwierdziły, bo kobieta zapadała już w głęboką śpiączkę. Wezwałem natychmiast pogotowie. To prawdopodobnie uratowało jej życie - wspomina mężczyzna.

Po tym zdarzeniu postawił jeszcze większy nacisk na naukę pierwszej pomocy. Sam zaczął doszkalać się w ratownictwie. Wkrótce po raz kolejny musiał wykazać się swoimi umiejętnościami.

- Będąc na dworcu PKP byłem świadkiem omdlenia człowieka. Byli ze mną stomatolodzy, którzy jednak bali się cokolwiek zrobić, a strażnik kolejowy zlekceważył sprawę, bo powiedział, że to narkoman. No, a ja zacząłem działać. Ułożyłem mężczyznę w bezpiecznej pozycji i czekałem na przyjazd karetki. Okazało się, że człowiek miał udar. Od tego czasu zacząłem inwestować w sprzęt do nauczania pierwszej pomocy - mówi.

Samochód jak karetka

Pan Andrzej obecnie nie rusza się nigdzie z domu bez przydatnych do ratowania życia sprzętów. W samochodzie wozi m.in defibrylator oraz butlę z tlenem. Już wielokrotnie przekonał się, że warto mieć takie rzeczy przy sobie.

- Gdy byłem kiedyś z synem w Katowicach, zobaczyliśmy jak napadnięto jakiegoś mężczyznę i uderzono go w głowę. Miał bardzo poważny uraz. Właśnie wtedy podałem mu tlen i opatrzyłem ranę do czasu przyjazdu profesjonalnych ratowników - relacjonuje.

Kurs zamiast mandatu

W 2004 roku pan Andrzej został członkiem Centralnego Instytutu Ochrony Pracy. Cztery lata później nakłonił policję w Dąbrowie Tarnowskiej do niezwykłej akcji.

- Staliśmy przy drodze z patrolem drogówki i organizowaliśmy taki „dzień łaski” dla kierowców, którzy popełniali wykroczenia drogowe. Policjant proponował wtedy wybór: albo przyjmą mandat, albo wezmą udział w kilkuminutowym szkoleniu z pierwszej pomocy, który prowadziłem ze swoim współpracownikami - podkreśla Andrzej Dziedzic.

W ciągu ostatnich lat, w taki sposób przeszkolonych zostało trzy tysiące osób. - To nie sami kierowcy. Pamiętam, jak kiedyś policja zatrzymała autobus, którym podróżowało 30 osób. Było więc zbiorowe szkolenie z pierwszej pomocy - śmieje się dąbrowianin.

Oprócz szkolenia każda osoba otrzymuje także ustnik do resuscytacji, płytę DVD z instruktarzem pierwszej pomocy oraz różne ulotki informacyjne.

Sport to zdrowie

Ważnym momentem w życiu Andrzej Dziedzica był 2003 rok. Miał wtedy 36 lat i doznał zawału serca. - Na szczęście nic mi się poważnego nie stało, ale zaświeciła mi się lampka ostrzegawcza. Miałem trochę brzuszka i musiałem coś zrobić ze sobą. Postanowiłem więc, że będę biegał - zwierza się.

Zaczął spokojnie, od krótkich dystansów niedaleko domu. Potem biegał po kilka kilometrów dziennie. Podczas Sylwestra założył się z kolegami, że przebiegnie maraton. Udało mu się to w 2005 roku. Obecnie na swoim koncie ma już kilkadziesiąt biegów długodystansowych. - W końcu zaczęły mnie nudzić zwykłe biegi i zacząłem biegać z komandosami w Lublińcu w biegu „Katorżnika”. Trzeba pokonać tam dystans 13 km w błocie, bagnie i skacząc przez duże rowy. To jest niesamowity wysiłek - przyznaje pan Andrzej.

W tym roku podjął wyzwanie przebiegnięcia 100 kilometrów w 24 godziny. Do celu zabrakło mu 19 km. - Przegrałem z pogodą, bo ostatnich 26 km biegłem w marznącym deszczu. Ale już przygotowuję się na maraton w Warszawie, który odbędzie się 26 marca - uśmiecha się Andrzej Dziedzic.

ZOBACZ TAKŻE: Zmiana czasu z zimowego na letni

źródło: naszemiasto.pl

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bochnia.naszemiasto.pl Nasze Miasto