Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bochnia. "Wiem, że dostałam życie po raz drugi"

Małgorzata Więcek-Cebula
Kasia razem ze swoją mamą Marią Węgrzyn przed Krakowskim Centrum Rehabilitacji. Już dziś mają być w swoim domu
Kasia razem ze swoją mamą Marią Węgrzyn przed Krakowskim Centrum Rehabilitacji. Już dziś mają być w swoim domu archiwum K. Węgrzyn
Trzy miesiące po wypadku, jaki wydarzył się w Tatrach, do domu wraca 24-letnia Kasia, która cudem uniknęła śmierci pod lawiną.

- Nie mogę się już doczekać kawy, którą wypiję z mojego ulubionego kubka - mówi 24-letnia Kasia Węgrzyn z Bochni. Tęskni też za wygodnym łóżkiem i kotem, którego nie widziała od lutego.

Po dziewięciu tygodniach spędzonych w Krakowskim Centrum Rehabilitacji i blisko miesiącu na intensywnej terapii Szpitala im. Jana Pawła II Kasia wraca do domu. - Mam tyle rzeczy do nadrobienia - wzdycha dziewczyna. - Chcę się spotkać ze znajomymi, poszukać pracy. Kto wie, może wrócę na uczelnię na studia podyplomowe - snuje plany.

Rehabilitacja w domu

Przede wszystkim jednak nadal będzie sporo ćwiczyć. Bo nie udało się jej jeszcze wrócić do dawnej sprawności. Ma problemy z podnoszeniem stopy, a także z zaciskaniem dłoni. To wszystko wymaga jeszcze wielu miesięcy systematycznej pracy. Efekt uda się osiągnąć, bo Kasia jest mocno zmotywowana. - Na razie będę ćwiczyć w domu przez trzy, góra cztery godziny dziennie - mówi.

Chce pomagać innym

A co z pozostałym czasem? Kasia chce się także zaangażować w pomoc innym. Już w niedzielę razem ze swoją siostrą i grupą przyjaciół wystawią przedstawienie dla dzieci w Parku Rodzinnym Uzbornia. Dziewczyna zachęca wszystkich do udziału w tym wydarzeniu. - To jednak dopiero początek. Wiem, że Kasia chce działać na wielu płaszczyznach - mówi Ula Węgrzyn, siostra 24-latki.

Ta pomoc innym to forma podziękowania za ocalone życie. - Mam pełną świadomość, że dostałam je po raz drugi - mówi bochnianka. 21 lutego tego roku Kasia razem z grupą znajomych wybrała się w Tatry. Zamierzali obejrzeć wnętrze jaskini Komin w Ratuszu Litworowym w Dolinie Miętusiej.

Podczas wyprawy niespodziewanie zeszła na nich lawina. Jedna osoba zginęła na miejscu, dwie wyszły z tego bez szwanku. Kasia, która przez blisko godzinę przebywała pod metrową warstwą śniegu, w stanie głębokiej hipotermii trafiła do szpitala.

Lekarze nie dawali jej wielkich szans. Przez kilka dni Kasię utrzymywano w śpiączce, jej stan był bardzo poważny. Po wybudzeniu okazało się, że 24-latka nie ma żadnych niebezpiecznych zmian, że wyszła z tego wypadku cudem.

Luka w pamięci

Z wyprawy Kasia nic nie pamięta. O tym, co się stało, wie tylko z opowieści jej bliskich i znajomych.
- W moim telefonie mam zdjęcia z tego wyjścia. Poznaję na nich znajomych i tylko tyle - mówi bochnianka. Wypadek sprzed trzech miesięcy nie zniechęcił jej do kolejnych wypraw w góry. Ze swojej pasji nie chce rezygnować. Aby dalej móc wędrować, musi jednak wrócić do dawnej sprawności. - W tej chwili nie dam rady przytrzymać liny, związać węzła, a bez tego ani rusz. Na razie pozostają mi spacery po dolinach - mówi Kasia.

Dalej chce też podróżować po świecie. Może tylko jej wyprawy będą nieco spokojniejsze. Bo, jak sama podkreśla, na pewno jest już teraz inną osobą, bardziej cierpliwą, mniej przejmuje się błahostkami, które tak naprawdę niewiele znaczą. - Wypadek mnie zmienił i bardzo wyciszył. Teraz znów mogę cieszyć się życiem - dodaje z radością w głosie.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bochnia.naszemiasto.pl Nasze Miasto