FLESZ - Nastroje w nieruchomościach zdecydowanie się pogarszają
Ewie Krzysztofek na samo wspomnienie o pożarze łzy same napływają do oczu. Choć minęło już kilka dni, trudno jest się jej otrząsnąć. Dziękuje tylko Bogu, że cała jej rodzina wyszła z pożaru bez żadnych obrażeń.
- To jest w tym wszystkim najważniejsze. Ale też ciężko jest zapomnieć. W nocy oka nie mogę zmrużyć bo cały czas myślę, o tym, że nie mamy dachu nad głową - martwi się pani Ewa ocierając łzy z policzka.
Dramatyczna noc rodziny z Zaczarnia koło Tarnowa
Nieszczęście spadło na rodzinę Krzysztofków w nocy z 24 na 25 stycznia. Późnym wieczorem pani Ewa i jej mąż wyczuli w domu zapach dymu.
- Na polu była wietrzna pogoda, więc pomyślałem, że może się tylko cofka do komina zrobiła i otworzyłem wszystkie okna i drzwi, żeby przewietrzyć dom - wspomina 63-latek.
Mężczyźnie wciąż jednak nie dawało spokoju skąd mógł wziąć się dym. Gdy pozostali domownicy kładli się do snu, nie mógł zmrużyć oka. Prawdopodobnie dzięki temu on, jego żona, córka i teściowa wciąż są wśród żywych.
Około godziny pierwszej w nocy dymu w domu było coraz więcej.
- Był bardzo gęsty, pobiegłem do sąsiada, żeby pomógł mi zlokalizować, skąd to może się wydobywać. Chwilę później zobaczyliśmy, że pali się u nas na poddaszu - wspomina pan Piotr.
Wybiegli z płonącego domu w tym co mieli na sobie
Natychmiast popędził do domu i obudził żonę, córeczkę i teściową. Ubrani w same piżamy, zarzucili tylko kurtki i szybko opuścili palący się już budynek.
- Wybiegliśmy praktycznie w tym co mieliśmy na sobie. Agatka jeszcze swoje książki do szkoły zdążyła wziąć i plecak - opowiada pani Ewa.
Kobieta z córką i mamą znalazły schronienie u sąsiadki. W tym czasie na posesji Krzysztofków trwała walka z żywiołem. Na miejscu bardzo szybko pojawili się druhowie z OSP Zaczarnie, której członkiem jest również pan Piotr, a remiza znajduje się zaledwie kilkadziesiąt metrów od jego domu. Kilka chwil później dołączyli do nich strażacy z jednostek OSP z Lisiej Góry i Starych Żukowic, a także komendy PSP w Tarnowie. Mimo ich wysiłków spaleniu uległo praktycznie całe poddasze. Czego nie zniszczyły płomienie, zalała woda, którą strażacy gasili pożar.
W ciągu trzech godzin drewniany dom, w którym wychowali się jeszcze dziadkowie pani Ewy stał się ruiną niezdatną do zamieszkania.
- Z mężem przeprowadziliśmy w nim gruntowny remont. Praktycznie co roku coś w nim robiliśmy, a teraz to wszystko straciliśmy - mówi przygnębiona 45-latka.
Wszyscy pomagają pogorzelcom z Zaczarnia, jak mogą
Pogorzelcy stracili dach nad głową, ale nie zostali sami. Pani Ewa razem z córką i mamą mieszka obecnie u siostry, jej mąż nocuje u sąsiada. Opiekuje się ośmioma kotami, dwoma psami i kurami, które pozostały na ich posesji.
Ubrania i inne najpilniejsze rzeczy zapewnili im m.in. sąsiedzi, pracownicy Szpitala im. E. Szczeklika, w którym pracuje pani Ewa oraz nauczyciele ze szkoły, do której uczęszcza Agatka. Wsparcie udzieliła gmina Lisia Góra.
- Nie zostawimy tej rodziny samej, mogą liczyć na wszelką pomoc - przekonuje Arkadiusz Mikuła, wójt gminy Lisia Góra.
Rodzina Krzysztofków od ponad siedmiu lat buduje nowy dom, który obecnie jest w stanie surowym. Ich marzeniem jest teraz zebranie pieniędzy, aby przeprowadzić w nim niezbędne prace i móc zamieszkać.
Zbiórka prowadzona jest na portalu szczytny-cel.pl
Bądź na bieżąco i obserwuj
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?