Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Andrzej Siekierka. Podhalański Versace, któremu baby nie dają spać, bo chcą nosić jego stroje

Ireneusz Dańko
Ireneusz Dańko
Andrzej Siekierka od 30 lat szyje na tej samej maszynie
Andrzej Siekierka od 30 lat szyje na tej samej maszynie Ireneusz Dańko
W domu Andrzeja Siekierki tę samą maszynę do szycia słychać od 30 lat. Stoi w ciasnej izbie pod oknem ozdobionym zazdroskami. Właściciel codziennie siada przy niej i szyje gorsety, spódnice, koszule, halki. Wszystko, czego potrzebuje prawdziwa góralka, aby czuć się dobrze i podobać nie tylko góralom.

Podhalański Versace żyje skromnie w ponad 100-letniej chałupie, którą wybudował jego pradziadek we wsi Suche. Wystarczy skręcić z zakopianki w prawo przed Poroninem, by po paruset metrach trafić pod właściwy adres. Podwórko wtuliło się w ostry zakręt na wąskiej, wiejskiej drodze. O tym, że mieszka i pracuje tu znany krawiec, świadczy jedynie stolik ze starej maszyny do szycia marki Singer. Stoi przy wejściu, jakby czekał na gości Andrzeja Siekierki.

Benedyktyńska robota

Za drzwiami kuchnia bucha zapachem obiadu. Pełno naczyń, ubrań i przeróżnych szpargałów. Jest też nowoczesna maszyna do szycia, ale właściciel woli drugą - wysłużoną, która stoi obok w izbie. Na meblach, parapecie, desce do prasowania wszędzie leżą tkaniny, szpulki, guziki, nici, wykroje. Jedynie łóżko jest wolne od krawieckich materiałów. Mały kundel obserwuje z niego, jak gospodarz obszywa granatową spódnicę w kwiatki.

- Japońska produkcja, nigdy mnie nie zawiodła - chwali 66-letni krawiec elektryczną maszynę, na której przepracował połowę życia.

Choć zamknął już firmę, ciągle coś szyje, przerabia, haftuje. Siada do roboty zwykle koło dziewiątej. Czasem schodzi mu do wieczora. Marka kreatora góralskiej mody działa jak magnes na klientki. Nie tylko na Podhalu.

- Kończę robotę, kiedy spać się zachce. Ale baby nie dają spokoju, bo lubią się u mnie ubrać. Z Ameryki potrafią zadzwonić nawet w środku nocy, żebym coś uszył, bo zapominają o różnicy czasu - opowiada z uśmiechem.

Kiedyś zakład krawiecki zajmował całą chałupę. Przy większych zleceniach zatrudniał nawet kilkanaście pracownic. Teraz każdy strój to dzieło Siekierki - od początku do końca. Najpierw bierze wymiary klientki i wyszukuje wzory. Potem wszystko rysuje na tkaninach, wykrawa i szyje. Najwięcej czasu zajmuje haftowanie gorsetów. Korale, cekiny, kolorowe tasiemki i sznurek, zwany sutaszem, wszystko trzeba dokładnie dopasować i przyszyć. Benedyktyńska robota.

- Gładkie stroje szyje się w tydzień. Haftowane nawet miesiąc. Na jeden gorset może wejść do kilograma koralików - krawiec pokazuje aksamitną tkaninę błyszczącą tysiącami kolorowych ziarenek. Najmniejsze mają 2,5 mm, układają się w wielobarwne kwiaty i liście. Obok leży falbanica (spódnica z falbanami) także z kwiecistym wzorem. Drukowana woskiem pszczelim, jak w XIX wieku.

Szkoła babci Michaliny

W rodzinie Siekierki nie było krawieckich tradycji. Przynajmniej w ostatnich pokoleniach. Czy wcześniej, trudno wykluczyć. Osiedle, gdzie mieszka, nazywa się Cipki. Nazwa, która budzi uśmiechy lub zgorszenie - pochodzi od węgierskich osadników. - Sprowadzili się tutaj w XVII wieku. Mój pradziadek był Węgrem i też nazywał się Cipka. W języku węgierskim i słowackim to po prostu koronka - wyjaśnia góral.

Krawiectwem zainteresował się już jako kilkulatek za sprawą babci Michaliny z rodu Galiców. Lubił podpatrywać w domu, jak tka na krosnach, haftuje czy szyje. Wolał to od sprzątania chałupy. Najszybciej nauczył się robić czapki i swetry na szydełku i drutach. Gdy miał 10 lat, znał już haft angielski. Z czwórki rodzeństwa tylko jego pociągało krawiectwo.

- Siostra ani raz igły do ręki nie wzięła - dodaje.

Koleżanki ze wsi niewiele musiały go namawiać, żeby po podstawówce poszedł do zakopiańskich „szpulek”. Tak nazywano Technikum Tkactwa Artystycznego, założone jeszcze w XIX wieku (wtedy jako Krajowa Szkoła Koronkarska) przez aktorkę Helenę Modrzejewską dla góralskich dziewcząt. Młody Jędrek był jedynym chłopcem na ponad pół tysiąca uczennic, które tam się kształciły. Nauczył się wszystkich technik krawieckich, w tym trudnej koronki klockowej.

- Dobrze mi szło, ale od mojego profesora na warsztatach nigdy nie dostałem piątki. „Żebyś mi się nie zepsuł” - powtarzał.

Krawieckiej pasji nie porzucił, gdy po szkole wylądował na dwa lata w wojsku. Trafił z poboru do Wojskowej Służby Wewnętrznej, będącej żandarmerią i kontrwywiadem PRL. Zamiast jednak tropić dywersję i brak dyscypliny wśród żołnierzy, dostał w jednostce pokój z maszyną do szycia.

- Nie chodziłem na żadne wojskowe zajęcia, ani raz broni w ręku nie miałem - opowiada.

Szył m.in. generalskie mundury i suknie dla żon oficerów. Tak się podobały, że dowódca WSW - generał Teodor Kufel, zatwardziały komunista i postrach podwładnych - nie chciał go wypuścić do cywila. Ale stolica męczyła młodego górala, ciągnęło na ojcowiznę. Nie przyjął nawet propozycji pracy w Teatrze Wielkim.

Po powrocie zatrudnił się jako czeladnik u Kazimierza Hoły w Zakopanem. Znany krawiec miał zakład w domu opodal Wielkiej Krokowi. Szyli tam m.in. spodnie narciarskie dla znanych sportowców, w tym skoczka Wojciecha Fortuny i narciarza zjazdowego Andrzeja Bachledy.

- Szef zabraniał pracować na elektrycznych maszynach, używał tylko singerów. Te pierwsze nie miały takiej dokładności w szyciu - zauważa Siekierka.

Styl siekierkowski

Po 16 latach dojrzał, żeby pójść na swoje. Akurat kończył się PRL i zaczął kwitnąć prywatny biznes, szczególnie pod Tatrami. W 1990 roku założył własną firmę krawiecką w rodzinnej wiosce. Pierwszą partię strojów sam rozwiózł do sklepów. Sprzedały się od ręki.

- Kiedy był duży ruch, szyło się po 20 godzin dziennie. Kilka overlocków zajeździłem - wylicza.

Nie bał się zmian ani krawieckich eksperymentów. Gdy otwierał swój zakład, młode góralki niechętnie nosiły tradycyjne ubrania.

- I trudno się dziwić - zauważa. - W latach 80. stroje podhalańskie nie miały dobrych proporcji. Spódnice były za krótkie, żakiety za długie, skracały sylwetkę, nie podkreślały bioder. No to spódnice wydłużyłem, a żakiety skróciłem i kobiety zaczęły je zakładać.

Tak rodził się „styl siekierkowski”. Na początku lat 2000 robił np. krótkie gorseciki, bez ramiączek. - Wszystkie młode dziewczyny chciały takie nosić - wspomina z uśmiechem.

Wzory na hafty rosły pod domem. Wystarczyło wyjść za drzwi, by przypatrzyć się, jak kwitnie oset, dziewięćsił czy lilia złotogłów. Albo jak owocuje jarzębina czy głóg. Odwiedzał też Muzeum Tatrzańskie, by czerpać inspirację ze strojów góralskich pamiętających jeszcze XVIII wiek.

- Dawniej pod Tatrami był tylko len i wełna. A na lnie pięknie się wyszywa - podkreśla.

Dziś na całym Podhalu trudno znaleźć zespół regionalny, który nie tańczyłby w strojach Siekierki. Noszą je w najbardziej szanowanych góralskich rodach. Do kościoła, na wesela, pogrzeby. Chętnych nie odstrasza cena kilku tysięcy złotych za misternie haftowany gorset, czy nawet 10 tys. za komplet. Renoma góralskiego Versace działa od lat. Nie potrzebuje reklamy. Klientki, jedna drugiej, polecają sobie krawca z Suchego. Zamówienia składa się nawet z dwuletnim wyprzedzeniem. Nikogo nie dziwi, że mistrz czasem przesuwa termin odbioru. Na takie ubrania warto poczekać dłużej.

- Raz jeden chłop przywiózł cały wóz na siano z babami, każda chciała coś zamówić - śmieje się krawiec. - Gruba, chuda, na każdą da się coś zrobić. Szyję do 60 rozmiaru. Zawsze tak wymodeluję, żeby dobrze leżało. Tu i ówdzie coś się przykryje, tam odsłoni, kobita musi się dobrze czuć w moim ubraniu.

Największą miłośniczką talentu Siekierki była zmarła przed dwoma laty Zofia Karpiel-Bułecka. Pod Giewontem wszyscy znali ją jako ciotkę Bułeckulę. Zawsze pełna energii, dusza towarzystwa. Jej synem jest zakopiański architekt i muzykant Jan Karpiel-Bułecka, wychowała też jego brata Sebastiana, lidera grupy Zakopower (mieli tego samego ojca). Stroje góralskiego Versace zakładała na wszystkie okazje. Miała ich bez liku. Co najmniej 80. Ile dokładnie, sama nie wiedziała.

„Dziywki, baby i frejerki

Syćkie syjom u Siekierki

Kawalerzy i zyniaci

Płacom i chodzom bez gaci”

Tak przed laty zapraszał syn Bułeckuli na wystawę strojów Siekierki w słynnej, zakopiańskiej restauracji „U Wnuka”.

- Szyłem ciotce Bułeckuli na okrągło. Lubiła mocne kolory, bo miała ciemną karnację skóry i dobrze podkreślały jej urodę. Jeszcze koło osiemdziesiątki zamawiała u mnie gorsety i spódnice - wspomina.

Póki w ręce igła

Robi nie tylko tradycyjne ubrania. Szył m.in. spodnie narciarskie dla aktorki Niny Andrycz, kostiumy do spektaklu w Teatrze Witkacego, garnitury dla pianisty i kompozytora Władysława Szpilmana, kreację estradową dla piosenkarki Kayah, a nawet stroje finalistek wyborów Miss Polonia („trzeba było odkryć im trochę więcej ciała”). Wśród klientek ma żony najbogatszych Polaków. Nie brakuje też mieszkanek innych krajów, w tym tak odległych jak Paragwaj, Urugwaj czy Republika Południowej Afryki. Jego ubrania noszą wszędzie tam, gdzie żyją potomkowie polskich górali. Wystarczy, że gdzieś jest zespół regionalny i oddział Związku Podhalan.

Sam Siekierka lubił podróżować po świecie. Korzystał z życia, jeździł na nartach w Alpach i na Kaukazie, zwiedzał egzotyczne kraje. Miał wystawy m.in. we Włoszech i Turcji. W hiszpańskim kurorcie Jaca w Pirenejach jego stroje w ciągu tygodnia zobaczyło 85 tysięcy osób.

Teraz rzadziej już rusza się z domu. Wyjątek robi dla warsztatów krawieckich, które prowadzi w różnych miejscach na Podhalu. Dwa razy w tygodniu po kilkadziesiąt kobiet zbiera się, by szyć i haftować pod okiem mistrza.

Fachu nie zamierza porzucać na emeryturze, choć nie jest już tak aktywny jak dawniej. Przyjmuje mniej zamówień, częściej odmawia.

- Krawiectwo to straszna harówka, kosztowało trochę zdrowia, ale warto było zapatrzyć się w babcie Michalinę. Będę szyć, póki ręce sprawne i trzymają igłę - dodaje.

Nie wyobraża sobie też innego mieszkania niż w ciasnej chałupie pradziadków.- Tu jest całe moje życie. Wybudowałem murowany dom i tydzień w nim wytrzymałem. Nie czułem tego ciepła, szyć w ogóle tam się nie chciało.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Andrzej Siekierka. Podhalański Versace, któremu baby nie dają spać, bo chcą nosić jego stroje - Plus Gazeta Krakowska

Wróć na zakopane.naszemiasto.pl Nasze Miasto