Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bartosz Plewa z Bochni jest pionierem speedridingu w Polsce

Paulina Korbut
fot. archiwum
Wyobraź sobie, że stoisz na szczycie jednego z trzytysięczników w sercu austriackich Alp. Pogoda jest idealna. Lekki wiatr, bezchmurne niebo - a pod stopami świeży śnieg. Sprawdzasz, czy buty narciarskie leżą dobrze w wiązaniach, ubierasz uprząż i podpinasz się do skrzydła. Głęboki wdech - i jedziesz w dół po niemal pionowej ścianie. Nabierasz błyskawicznie prędkości... a kilka sekund później już unosisz się w powietrzu

. Widzisz swój cień na białym puchu - spadochron i ludzką sylwetkę z dwoma deskami na nogach. Ostre skały oddalone o zaledwie kilkadziesiąt centymetrów mijasz z prędkością prawie 100 kilometrów na godzinę.
- To jest właśnie speedriding, czyli połączenie jazdy na nartach oraz ekstremalnego spadochroniarstwa - tłumaczy z błyskiem w oku Bartosz Plewa, 28-latek z Bochni.

b]Zobacz także: Tarnów: po świętach początek remontu Krakowskiej

W Polsce tę wyczynową dyscyplinę sportową uprawia zaledwie kilka osób. Wśród nich Bartosz Plewa i jego przyjaciel, Michał Kwaśnica.
Speedriding zapoczątkował Mathias Roten, instruktor narciarski, skoczek spadochronowy i pilot paralotni.
- Niestety, zginął w 2008 roku podczas jednego z testowych lotów. Miał zaledwie 29 lat - wspomina Plewa.

Mathias wspólnie z przyjaciółmi nakręcił film "Play Gravity" dokumentujący ich podniebne wyczyny. Dla entuzjastów tego sportu to speedridingowa Biblia. Bartosz Plewa też nakręcił kilka filmów. Zmienia się na nich nie do poznania. Na co dzień spokojny i stonowany pracownik jednego z biur projektowych w Niepołomicach. Komputer, rysunki, drobiazgowe pomiary. Jak sam jednak przyznaje - od kilku lat żyje w zasadzie tylko od weekendu do weekendu.

- Gdy tylko jest dobra pogoda, to na sobotę i niedzielę uciekam ze znajomymi w góry. Bo w Tatrach to jeździć można jeszcze do czerwca - dodaje.
Bartosz i Michał zaczynali jako spadochroniarze, potem przyszedł czas na snowboard.

- Narty pierwszy raz w życiu ubrałem dwa lata temu właśnie pod kątem przygotowania do speedridingu - a trzy miesiące później wykonałem pierwsze zjazdy ze skrzydłem - przyznaje mężczyzna.
Bartosz Plewa podpytywany o tajniki techniczne speedridingu podkreśla jedno - że oprócz sprzętu, trzeba mieć odpowiednie przygotowanie. To ogromnie ważne, w górach nie ma żartów - podkreśla. Oprócz umiejętności pilotowania skrzydła bardzo ważne jest szkolenie lawinowe oraz wiedza z zakresu poruszania się po górach w warunkach zimowych. Bardzo go irytuje, kiedy widzi, jak wielu turystów lekceważy ostrzeżenia TOPR-u. Sam był nawet świadkiem wypadku, do którego wcale nie musiało dojść, gdyby poszkodowani wykazali się odrobiną rozsądku.

- Pamiętam, że byliśmy wtedy na Rysach. Przygotowywaliśmy się do lotu, sprawdzaliśmy sprzęt. A tu nagle widzimy, że na szczyt wchodzi grupa osób. Na nogach adidasy, a to była przecież zima! - opowiada Bartosz. - I po chwili jedna z kobiet poślizgnęła się. Złapał ją stojący obok mężczyzna, ale polecieli razem w dół.
Bartosz wie, że jego hobby jest bardzo niebezpieczne.

- Uzależniłem się od tej adrenaliny i teraz myślę tylko o kolejnych szczytach. Nawet jak jestem w pracy. Ciało siedzi przy komputerze, ale głowa jest w górach - śmieje się.
Razem z paczką Powder.pl zaliczyli już imponujące szczyty w Tatrach, Dolomitach i Alpach. Teraz marzy im się Mount Blanc.

Codziennie rano najświeższe informacje z Tarnowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zamów newsletter!

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Kradł benzynę na angielskich numerach
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na bochnia.naszemiasto.pl Nasze Miasto