W 2010 roku Jan Trojak prowadził w Bochni dużą firmę budowlaną. Zatrudniał kilka osób. W środowisku uchodził za solidnego i dobrego fachowca. Nic więc dziwnego, że wygrywał większość przetargów realizowanych nie tylko na terenie miasta, ale także sąsiedniej gminy. Jednym z nich była adaptacja budynku dawnej harcówki przy ulicy Krzyżanowickiej. W obiekcie należącym do samorządu Bochni zaplanowano mieszkania socjalne. Po podpisaniu umowy z magistratem, firma Jana Trojaka przystąpiła do inwestycji. Za remont, który miał przeprowadzić - samorząd miał mu zapłacić około 450 tysięcy złotych.
W trakcie realizacji prac okazało się, że do zrobienia jest o wiele więcej niż zakładała umowa, dodatkowo realizację zadania utrudniały ciężkie warunki atmosferyczne - między innymi bardzo niskie temperatury.
- Wykonanie pewnych dodatkowych robót było niezbędne, napisałem więc do ówczesnego burmistrza Bogdana Kosturkiewicza pismo, w którym wyszczególniłem to wszystko, co muszę zrobić, aby ten budynek nadawał się do zamieszkania - mówi Jan Trojak.
Na podanie, jakie przesłał do magistratu w marcu 2010 nie dostał odpowiedzi. Ani wtedy, ani też do tej pory. Dodatkowe prace wykonał, bo nie lubi "fuszerki". Zawsze wychodził z założenia, że jak coś robić, to dobrze. Urzędnicy z bocheńskiego magistratu nie chcieli jednak zapłacić za dodatkowe prace. Przedsiębiorca budowlany otrzymał pieniądze tylko za zapisane w umowie prace.
Mało tego, okazało się, że osoby, które zamieszkały w harcówce korzystały z energii elektrycznej pobieranej ze skrzynki zamontowanej na potrzeby remontu.
- Uzbierało się tego ponad dwa tysiące złotych. Licznik figurował na mnie, przychodziły rachunki, więc musiałem to wszystko zapłacić - wyjaśnia Jan Trojak.
Problemy z inwestycją doprowadziły przedsiębiorcę do poważnych problemów zdrowotnych. Musiał na pewien czas zawiesić firmę. Teraz jednak postanowił upomnieć się o swoje.
Na początku roku wystąpił do Stefana Kolawińskiego, burmistrza Bochni o wypłatę poniesionych przez niego kosztów (chodzi o remont harcówki, ale też zapłacenie rachunków za prąd).
- Musimy się zastanowić nad tym problemem. Jedno jest pewne - do wyjaśnienia tej sprawy potrzebne będą dokumenty i faktury - mówi burmistrz. Z pismem w sprawie zwrotu pieniędzy na początku roku przedsiębiorca wystąpił też do rady miejskiej. Kazimierz Ścisło, jej przewodniczący po przeanalizowaniu sprawy uznał, że w przypadku tej inwestycji, która była dofinansowana ze środków unijnych "na etapie realizacji nie było możliwości wprowadzenia dodatkowych kosztów, które wiązałyby się z wykonywaniem dodatkowych robót".
Takie tłumaczenie nie przekonuje jednak przedsiębiorcy.
- Dlaczego zatem burmistrz Bogdan Kosturkiewicz nie odpisał mi, że nie mogę wykonywać żadnych dodatkowych rzeczy. Mając taki dokument w ręce wiedziałbym, co robić - tłumaczy.
Jan Trojak nie poddaje się, zapowiada, że jeśli urzędnicy magistratu nie wypłacą mu zaległych faktur skieruje sprawę na drogę sądową. Liczy, że w ten sposób uda się odzyskać to, co stracił.
- Gdzieś w końcu musi być sprawiedliwość i zapłata za uczciwą pracę - dodaje mieszkaniec Bochni.
Kto musi dopłacić do podatków?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?