Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bochnia. Jan Flasza odchodzi na emeryturę, ale wieloletni dyrektor Muzeum im. Stanisława Fischera ma już plany na najbliższe lata - rozmowa

Paweł Michalczyk
Paweł Michalczyk
Jan Flasza, dyrektor Muzeum im. Stanisława Fischera w Bochni
Jan Flasza, dyrektor Muzeum im. Stanisława Fischera w Bochni Paweł Michalczyk
Za kilka dni Jan Flasza przestanie być dyrektorem Muzeum im. Stanisława Fischera w Bochni. Funkcję tę pełnił przez ostatnich 28 lat. Z końcem tego tygodnia odchodzi na emeryturę. Jak zapamięta minione lata swojej pracy? Czym będzie zajmował się w nowym etapie życia? Czy planuje kolejne publikacje książkowe? Między innymi o tym w naszej rozmowie.

FLESZ - Polskie lasy na liście Światowego Dziedzictwa

od 16 lat

Wraz z pana przejściem na emeryturę kończy się pewna epoka. Długo dojrzewał pan do decyzji, że to ten czas?

Początkowo planowałem odejście na emeryturę wcześniej, lecz covid wszystko zmienił, a w związku z emeryturą wiele spraw trzeba pozamykać. Praca w warunkach pandemii, na ogół zdalna, nie zawsze na to pozwalała. Jednakże rok temu postanowiłem, że to już jest ten czas. Mam swoje lata, a i zdrowie nie pozwala mi już na tak pełne, jak dotąd, zaangażowanie, zaś ta funkcja wymaga naprawdę mocnego zaangażowania i wielu sił.

Do muzeum trafił pan w 1982 roku, mając 30 lat. Wcześniej przez 6 lat pracował pan w bocheńskiej bibliotece.

Pracowałem w czytelni biblioteki, oprócz bezpośredniej obsługi czytelników zajmowałem się również bibliografią i dokumentacją wydawnictw regionalnych. To była dobra szkoła, gdyż spotkałem wtedy wyjątkową postać w ówczesnym polskim bibliotekarstwie powszechnym - Marię Bielawską. Miałem okazję być jej podwładnym przez dwa lata. Nie można było pozostać obojętnym na tę szczególną osobowość, która w praktyce realizowała prospołeczną, ofiarną postawę Judymów i Siłaczek, w tym przypadku skierowaną na systematyczne działania edukacyjno-oświatowe.

Zapewne więc miała wpływ na pana późniejszy styl pełnienia funkcji dyrektora muzeum?

Na pewno, jako wzór dyrektora instytucji kultury, tak, miała na to wpływ, często miałem okazję z nią o tym rozmawiać. Już w bibliotece zacząłem się zastanawiać nad jakąś stałą formą edukacyjną, to wtedy właśnie rozpoczęliśmy cykl „Małe studium wiedzy o regionie”. Pierwszym tematem, jaki przedstawiałem na inauguracyjnym spotkaniu, była historia pomnika króla Kazimierza Wielkiego. Biblioteka była wówczas autentycznym miejscem spotkań bocheńskiej inteligencji. Na organizowane przez nią spotkania i wystawy przychodzili nauczyciele, prawnicy, lekarze, omawiano i recenzowano książki, sam zresztą często to robiłem na spotkaniach Klubu Czytelnika. Biblioteka była, moim zdaniem, bardzo nowocześnie zarządzana przez Marię Bielawską.

W jaki sposób trafił pan do muzeum?

Próbowałem zdobyć tam pracę już wcześniej, ale nie było wtedy możliwości etatowych. Natomiast po tym, jak ożeniłem się w Poznaniu z bibliotekarką z Biblioteki Raczyńskich, zaś żona po przeniesieniu się tutaj z Wielkopolski chciała znaleźć pracę w swoim zawodzie, okazja nadarzyła się po prostu sama. Tym bardziej, iż wydawało mi się, że nie jest sytuacją komfortową, gdy małżeństwo pracuje w jednej instytucji publicznej. Tymczasem w muzeum zwolniło się miejsce, gdyż jeden z pracowników przeniósł się do innej pracy. Zostałem przyjęty w połowie października 1982 roku.

I niebawem powstał pierwszy cykl: Czwartkowe Spotkania Muzealne.

Ich pomysłodawcą był nasz ówczesny historyk sztuki, pan Adam Wójcik, późniejszy twórca Muzeum w Tarnobrzegu. Wszyscy zapaliliśmy się wtedy do tego nowatorskiego pomysłu. Pierwsza edycja miała miejsce 23 stycznia 1983 roku, nasza koleżanka Janina Kęsek mówiła wtedy o udziale bochnian w Powstaniu Styczniowym, ja zaś w następnym miesiącu przedstawiłem najcenniejsze starodruki z muzealnych zbiorów.

Po cyklu czwartkowych spotkań pojawiały się kolejne pomysły i cykle, które trwają do dziś. Mam na myśli nie tylko o wystawy i spotkania, ale i o koncerty. Pracował pan często po godzinach, w weekendy, w czasie urlopu.

Trudno zrealizować ambitny program w wyznaczonych przez kodeks godzinach pracy. Poza tym prywatnie zawsze interesowałem się, interesuję i mam nadzieję, nadal będę interesował szeroko rozumianą sferą kultury, a muzealnictwem i ochroną zabytków w szczególności. Dlatego trudno te sprawy oddzielić od życia prywatnego. No bo jak pan pojedzie na przykład podczas urlopu na Słowację, ogląda pan te niezwykłe miasta i tamtejsze wspaniałe kościoły, jak wsącza pan w siebie ten wspaniały gotyk św. Jakuba w Lewoczy, cudowną aurę Keżmarku czy otoczonego murami obronnymi, basztami i barbakanami Bardejowa, to siłą rzeczy muszą się nasuwać wtedy rozmaite pomysły, czasem stamtąd zaczerpnięte, choć oczywiście przystosowane do naszej, bocheńskiej skali. Poza tym nie chciałem być tylko zarządzającym muzeum, lecz także, ponieważ jestem z wykształcenia historykiem, zajmować się także historią lokalną. Bochnię uważam pod tym względem za prawdziwą „skarbnicę możliwości”, to niewyczerpana studnia tematów i inspiracji. Miarą tego jest fakt, że po 38 latach organizowania Czwartkowych Spotkań Muzealnych ciągle pojawiają się nowe tematy! Staram się też na różne sposoby pokazywać naszej muzealnej publiczności, że ta interesująca i zarazem oryginalna historia, pozwala nam tworzyć nowe rzeczy we współczesności. Że nie jest tylko martwym zapisem źródłowym, lecz może być naprawdę żywą inspiracją.

W 1993 został pan dyrektorem muzeum. Jak do tego doszło?

W chwili przejścia na emeryturę Marii Płanety, poprzedniej dyrektor muzeum, zaczęto patrzeć na mnie jako jej potencjalnego następcę. Byli to zarówno moja poprzedniczka, pracownicy naszego muzeum, koledzy z Muzeum Okręgowego w Tarnowie z dyrektorem Adamem Bartoszem, a także ówczesne władze samorządowe miasta. To były jeszcze czasy przedkonkursowe na dyrektorów instytucji kulturalnych. Po wskazaniu mnie przez burmistrza Teofila Wojciechowskiego zostałem zweryfikowany przez radę miasta na jednym z jej posiedzeń - zdaje się zostałem zaakceptowany przez nią jednogłośnie.

Mając jedenastoletnie doświadczenie w pracy muzealnika, wyznaczył pan nowy styl funkcjonowania tej placówki.

Starałem się stworzyć model muzeum nieskomplikowany, ale intensywny. Wychodziłem z założenia, że nie jesteśmy Sukiennicami ani Wawelem, nie jesteśmy nawet kopalnią soli w Bochni, więc turysta zewnętrzny nie przychodzi do nas tak często, jak tam. Szło mi cały czas o to, aby muzeum było nie tylko skierowane na turystę zewnętrznego, ale przede wszystkim na użytkownika miejscowego, bo przecież on de facto utrzymuje to muzeum.

Stąd te różne inicjatywy.

Tak, często przy ogromnym zaangażowaniu zespołu. Na przykład nasza koleżanka Anetta Stachoń od 20 lat prowadzi lekcje muzealne dla dzieci i młodzieży, to są setki zajęć z przedszkolakami, uczniami szkół podstawowych i średnich. W dobrych czasach przed pandemią mieliśmy u siebie na rozmaitych zajęciach w ramach tego wielowątkowego cyklu „Poznaję muzeum” ponad dwa tysiące dzieci rocznie! Według mnie jest to mądre i dalekowzroczne działanie, bo dzięki niemu wychowujemy przyszłego użytkownika muzeum. Jeśli pokażemy młodym ludziom, że jest coś jeszcze poza elektroniką w ich smartfonie, to może kiedyś przyjdą do muzeum? Jako instytucja kultury miasta Bochnia jesteśmy niejako zobowiązani do kreowania różnorodnych propozycji. Ci, którzy śledzą naszą działalność i w niej uczestniczą, mają szansę spotkać się twarzą w twarz w naszym muzeum ze znanym profesorem jednej czy drugiej uczelni w Krakowie, czy z Polskiej Akademii Nauk lub innego ośrodka naukowego w Polsce. Przed laty „ukształtowaliśmy” z mozołem naszą publiczność praktycznie od zera. Wiele osób z naszych stałych bywalców z tamtego czasu już nie żyje, przychodzą jednak do muzeum wciąż ludzie nowi, zainteresowani naszą kulturalną ofertą.

W czasie pandemii muzeum wypracowało nowy sposób udostępniania swojej oferty publiczności: w formie wykładów i wystaw w internecie.

W warunkach pandemii zrobiliśmy sześć wystaw wirtualnych. Są moim zdaniem wzorowo przygotowane, zarówno pod względem doboru materiału ilustracyjnego, jak i komentarza, ale nawet tak zrealizowane wystawy nie zastąpią tego, co jest istotą każdej ekspozycji muzealnej: bezpośredniego kontaktu z eksponatem i możliwości jego rzeczywistej kontemplacji. A przecież i sam budynek muzeum, jego dzieje i wnętrze, są niepowtarzalnym miejscem obcowania z przeszłością, bywa często, a tak jest w naszym przypadku, że taki budynek jest najcenniejszym zabytkiem placówki i świadkiem wielu ważnych wydarzeń w przeszłości.

Od dłuższego czasu muzeum publikuje wpisy na Facebooku. To również świetna forma komunikacji z odbiorcą.

Zaczęliśmy to robić dość późno, bo Facebook odstraszał nas z początku ostentacyjnym chwaleniem się jego uczestników, epatowaniem, odsłanianiem często błahych szczegółów życia prywatnego. Ale zauważyliśmy zarazem założenie, że Facebook to niepowtarzalna szansa do reklamowania zbiorów i naszej działalności, do pokazywania ich wielowymiarowej kontekstowości. Ponieważ dzień bez posta jest dniem straconym - codziennie publikujemy informację na naszym profilu. Piszą je różne osoby, Anna Pastucha, Iwona Zawidzka, Agnieszka Truś-Bakalarz, ja również w czasie pandemii „popełniłem” około trzystu postów.

Przez jedną kadencję był pan radnym. Dlaczego tylko przez jedną?

Dla kogoś, kto jest szefem instytucji samorządowej, bycie radnym było sytuacją trochę niekomfortową, bo stało się w niejednoznacznej roli. Dopiero później ustawodawca to uregulował postanawiając, że kierownik samorządowej jednostki organizacyjnej danego samorządu nie może pełnić funkcji radnego w tym samorządzie. Moje obserwacje zwłaszcza z pierwszej kadencji rady miasta były takie, że ludziom wtedy naprawdę o coś chodziło. W czasie sesji potrafiło dyskutować dwudziestu mówców, a rada liczyła wtedy dwadzieścia osiem osób. Inna była też wtedy rola komisji, które składały się nie tylko z radnych, ale i z ludzi spoza rady związanych profesjonalnie z daną dziedziną. Podsumowując, to był jednak dobry czas. Doprowadziliśmy w 1998 roku do ważnego wydarzenia - obchodów ośmiu wieków Bochni. W programie zorganizowaliśmy wtedy m.in. uroczystą sesję w podziemiach kopalni soli z wykładem prof. dr. Henryka Samsonowicza, odczytaniem aktu lokacyjnego przez aktora Tadeusza Malaka, Jacek Kobiela namalował obraz, który do dziś wisi w sali obrad Rady Miasta; obok szybu Sutoris odsłonięto obelisk upamiętniający najstarszą pisemną wzmiankę o Bochni z 1198 roku. Wtedy też ukazało się pierwsze wydanie mojego przewodnika po Bochni. Nadaliśmy też w tamtej kadencji nazwy kilkudziesięciu ulicom Bochni, uchwaliliśmy wzór herbu Bochni, kontestowany wprawdzie przez Stowarzyszenie Bochniaków i Miłośników Ziemi Bocheńskiej, lecz zaakceptowany za czasów burmistrza Wojciecha Cholewy przez centralną komisję heraldyczną. To były naprawdę czasy uczenia się samorządności.

I pewnie ta kadencja spowodowała, że później nie chciał pan już zostać ponownie radnym ani nie komentował pan bieżących spraw politycznych.

Nie mógłbym już być radnym, choćby z formalnego punktu widzenia, ale też nie chciałbym nim być. Zawsze powtarzałem, i do dziś to mówię, że moją partią jest kultura. Ktoś powie, że to wygodne, ale naprawdę tak uważam. Marzę o takich czasach, na szczęście wciąż jeszcze są, że na nasze spotkania mogą przychodzić przedstawiciele różnych opcji politycznych i ideowych. Kultura naprawdę jednoczy, tworzy nie tylko okazję do wymiany myśli, lecz także może budować wspólnotę. Dla mnie przynależność partyjna czy inna nie może być weryfikatorem, a bycie w radzie wręcz powoduje, że trzeba zajmować jednoznaczne stanowisko. Rządzi tam dyscyplina klubowa i arytmetyka. Tymczasem w kulturze trzeba być bardzo ostrożnym, bo to wielce delikatna materia i łatwo ją popsuć.

Co będzie pan robił na emeryturze? Domyślam się, że nie będzie pan w stanie bezczynnie siedzieć i w ten sposób spędzać czas.

Co rusz spotykam emeryta i słyszę wciąż to samo: „teraz dopiero nie mam czasu!”. Dlatego chcę sprawdzić czy rzeczywiście tak jest, jak mówią. Myślę, że postawa taka wynika, tak to sobie nazywam, z pewnego „rozhermetyzowania”. Bo, gdy chodzę do pracy, utrzymuję dyscyplinę: muszę wstać, umyć się, ogolić się, pomyśleć, co będę dziś robił. Ósma to jest ósma, a nie dwunasta. Poza tym mam rozpoczętych kilka książek, na przykład o rodzinnych Gierczycach. Oczywiście nigdy nie porwę się na monografię miejscowości, ponieważ jest to niewykonalne w krótkim czasie, może bardziej w ciągu trzydziestu lat. Mogę raczej nazwać moje opracowanie np. jakoś tak: „kartki z dziejów”. Bardzo chciałbym napisać książkę o pomniku króla Kazimierza Wielkiego w Bochni, do czego usilnie namawia mnie przyjaciel, prof. dr Mieczysław Rokosz. Chciałbym również opisać, na ile oczywiście potrafię, przemiany polskiej rzeczywistości 2. połowy XX wieku na przykładzie takich wsi, jak Gierczyce, Chełm, Dąbrowica, Siedlec, Łapczyca. To, jak się one zmieniły w ciągu ostatniego półwiecza. Zbieram także materiały do książki o ludziach, których spotkałem w swoim życiu, i którzy wywarli na mnie wpływ. Jest to szerokie grono obejmujące kilkaset osób, pośród nich m.in. takie postaci, jak Aleksander Gieysztor, Juliusz Wiktor Gomulicki, Ryszard Kapuściński, Andrzej Wajda, Henryk Samsonowicz, Krzysztof Krauze.

Jak pan sobie wyobraża pierwsze miesiące funkcjonowania już bez pana?

Jestem o to spokojny, bo mamy bardzo dobry zespół pracowniczy. Tworzą go ludzie, który moim zdaniem dobrze odczytują misję instytucji. Być może trzeba będzie w przyszłości wprowadzić nowe rozwiązania organizacyjne i nieco nowoczesności, trochę nowoczesnych technologii, ale być może wahadło odbije w drugą stronę. W muzealnictwie zawsze najważniejsza jest znajomość zbiorów, wiedza i wizjonerstwo, lecz wiedza jest podstawą. Rzutuje na wszystkie działania i program instytucji muzealnej: spotkania, wystawy, wydawnictwa - wszystko.

Kiedy dokładnie przechodzi pan na emeryturę?

27 sierpnia. Wygłoszę tego dnia pożegnalny tekst w ramach Muzealnej Akademii Historycznej pod tytułem znamiennym: „Pochwała Bochni sprzed lat, pochwała Bochni po latach? Nie wiem czy wytrzymam to emocjonalnie, ale może się uda?

Masz informacje? Nasza Redakcja czeka na #SYGNAŁ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na bochnia.naszemiasto.pl Nasze Miasto