Teren po dawnej bocznicy kolejowej łączącej w przeszłości obiekty kopalni soli z dworcem PKP kilka miesięcy temu doczekał się kompleksowej modernizacji. W ramach tego zdania powstał ciąg pieszo — rowerowy o 750-metrowej długości. Miejsce to zostało ponadto wyposażone w wiaty, które zabezpieczają rowerzystów przed słońcem i deszczem, stoły, ławki, stojaki na rowery oraz samoobsługowe stacje umożliwiające ich naprawę. Powstał tam również plac zabaw oraz zielona siłownia. Cały teren został oświetlony. Zyskał także monitoring wizyjny.
Dawna „kolejka” szybko stała się jednym z ulubionych miejsc dla miłośników joggingu i rowerów. Kwota przeznaczona na realizację inwestycji budzi jednak ogromne kontrowersje. Niektórym radnym nie podoba się, że zostało zwiększone wynagrodzenie dla wykonawcy inwestycji o dodatkowe 443 tys. zł. Dlatego sprawie postanowiła przyjrzeć się komisja rewizyjna, która poprosiła o przedłożenie szczegółowych dokumentów dotyczącej tej inwestycji, aby tę kwestię gruntownie zbadać. Po zapoznaniu się z dokumentacją komisja podczas styczniowych obrad przegłosowała wniosek o zgłoszenie do prokuratury tej sprawy (3 osoby zagłosowały „za”, a 2 „przeciw” – inf.red.). – Jest w niej wiele nieścisłości. Chodzi o duże pieniądze, które mogłyby zostać przeznaczone na inne potrzeby. Dlatego chcemy, aby sprawdziła to wyższa instancja – zaznacza Zenona Banasiak, przewodnicząca komisji rewizyjnej.
Różnica poglądów
Głosowanie nad zwiększeniem środków na rewitalizację „kolejki” miało miejsce podczas grudniowej sesji Rady Miasta. Radni w tej sprawie byli bardzo mocno podzielni. W końcowym rozrachunku za dołożeniem dodatkowych pieniędzy do inwestycji zagłosowało 7 z nich. 5 osób było przeciwnego zdania, a aż 9 radnych wstrzymało się od głosu. Dlatego ostatecznie wniosek przeszedł. Chociaż podczas posiedzenia zastępca burmistrza Robert Cerazy przekonywał, że większe koszty inwestycji wynikają m.in. z konieczności wykonania tzw. robót dodatkowych, część radnych nie zmieniła swojego zdania i optowała za odrzuceniem wniosku. Wśród nich był Jerzy Lysy. - Czy można robić w ten sposób, że realizowana jest inwestycja, a następnie, kiedy się okazuje, że dobrze byłoby dopłacić jeszcze jakąś kwotę do wcześniej zawartej umowy, cała procedura prowadzona jest od tyłu? – zastanawiał się podczas grudniowej sesji bocheński radny, twierdząc, że taka procedura może być w pewnym sensie „patologią inwestycyjną”.
ZOBACZ KONIECZNIE
WIDEO: Mróz, śnieg i gołoledź postrachem kierowców. Jak przygotować się na zimę?