Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bochnia: ratowali dzienniki przed śmiercią w składzie makulatury

Paulina Korbut
Wspólna fotografia Adama Romańskiego i członków samorządu z internatu Liceum Pedagogicznego. Zrobiona w 1969 roku
Wspólna fotografia Adama Romańskiego i członków samorządu z internatu Liceum Pedagogicznego. Zrobiona w 1969 roku Archiwum
Sobota, parę minut przed 14.30. Właśnie skończyła się msza święta w bocheńskim kościółku szkolnym. Z wnętrza niewielkiej świątyni wychodzą ludzie. O tym, że nie jest to zwyczajne nabożeństwo, można zorientować się bardzo szybko.

Wszyscy ubrani są bardzo elegancko. W pewnym momencie pojawia się kamerzysta i fotograf. Grupowe zdjęcie na schodach świątyni - kilka klapnięć migawki - i można iść dalej. W stronę ZS nr 2 w Bochni, zwanej dzisiaj "budowlanką", gdzie jeszcze do 1970 roku było Liceum Pedagogiczne. To właśnie w tym roku ostatni rocznik zdawał maturę. Potem placówki tego typu przestały istnieć w Polsce.

Jak podkreślają ostatni absolwenci bocheńskiego liceum, ich zlikwidowanie nie było najlepszym pomysłem.
- Żałuję, że takich szkół już nie ma, bo przygotowywały bardzo dobrze do wykonywania zawodu nauczyciela, wprowadzając metodykę, pedagogikę czy psychologię - wspomina Tadeusz Ciuruś, który aktualnie jest na emeryturze, po 40-letniej pracy w policji.

Podobnego zdania jest Michalina Pięchowa, która uczyła języka polskiego i łaciny w murach liceum przez dziesięć lat.
- Tę szkołę kończyli uczniowie naprawdę świetnie wyedukowani i dojrzali. Trafiała tutaj młodzież niezwykle pracowita oraz zdyscyplinowana. To, że tam uczyłam, traktuję jako zaszczyt - wspomina.

Świetnie przygotowanie, jakie dawało liceum, podkreślają zgodnie wszyscy absolwenci szkoły. Choć trzeba przyznać, że zakres kształcenia był w tym liceum niezwykle obszerny.

- Uczyliśmy się w zasadzie wszystkiego, co przydawało się w zawodzie i w życiu. Gry na instrumentach, śpiewu, szycia szydełkowania, a nawet gotowania - mówi Jan Wójcik, obecny dyrektor Zespół Szkół im Jana Pawła II w Łapanowie.

Jak podkreślają absolwenci Liceum Pedagogicznego, niezwykle ważna była także rola wychowawcza.
- Uczono nas savoir vivre'u, szacunku do starszych. Obecnie z żalem stwierdzam, że dobre maniery idą w niepamięć - ocenia Tadeusz Ciuruś.
Profesorowie nie szczędzili również życiowych rad.

- Najbardziej utkwiła mi przestroga profesor Michaliny Pięch, która nam powtarzała, żeby nigdy nie wychodzić za mąż za traktorzystę - wspomina Zofia Kubik.
Żeby dostać się do Liceum Pedagogicznego, trzeba było nie tylko wykazać się pracowitością, ale i talentem muzycznym. Jak wspomina Michalina Pięchowa, osoby, które nie miały dobrego słuchu i poczucia rytmu, były odsyłane z kwitkiem.

Liceum Pedagogiczne w Bochni powstało w 1945 roku. Swoimi tradycjami nawiązywało do Seminarium Żeńskiego im. Klementyny z Tańskich Hoffmanowej, które działało w mieście od 1907 do 1939 roku. Działalność tej placówki przerwała II wojna światowa. Po jej zakończeniu Janina Stankiewicz, która przed 1939 rokiem była dyrektorką seminarium, przystąpiła do organizacji nowej placówki.

Tak powstało Liceum Pedagogiczne. Stankiewicz funkcję dyrektora sprawowała tylko do 1947 roku. Przez następnych sześć lat szkołą kierował Jan Lelo. Jego zastępca, czyli Jan Iwański, przewodził placówką jeszcze krócej - od sierpnia 1953 r. do stycznia 1955 roku. Ostatnim dyrektorem Liceum Pedagogicznego był Władysław Luszowiecki. W połowie lat 60. wyszło rozporządzenie o likwidacji wszystkich liceów pedagogicznych.

Bocheńska placówka zaczęła więc zmniejszać liczbę oddziałów - ostatni nabór odbył się w 1965 roku. 141 maturzystów, którzy egzamin dojrzałości zdawali w maju 1970 roku, zamknęło 25-letnią historię szkoły.

- To właśnie my zgasiliśmy światło i zamknęliśmy drzwi, a liceum stało się Technikum Drogowym - mówi Jan Paruch, emerytowany pedagog bursy szkolnictwa ponadgimnazjalnego.

Początkowo nauka w liceum trwała dwa lata. W 1957 roku Rada Ministrów wydłużyła edukację przyszłych nauczycieli do pięciu lat. Trzeba również podkreślić, że uczniowie liceum pochodzili nie tylko z powiatu bocheńskiego, ale i brzeskiego czy limanowskiego. Szkoła liczyła około 600 uczniów - z czego 70 procent dojeżdżało na lekcje lub mieszkało na stancjach.

Część z nich przebywała także w niewielkim internacie, który znajdował się w wydzierżawionym budynku czynszowym Urzędu Miasta w Bochni przy ul. Stasiaka. Mieszkało tam 60 osób - sypialnie były wieloosobowe, brakowało jakiegokolwiek zaplecza. Dlatego też niezbędna okazała się budowa nowego internatu dla szkoły.

Prace budowlane rozpoczęły się jeszcze za czasów Jana Lelo, jednak to właśnie na jego następcy spoczywał cały ciężar inwestycyjny. Internat, który zaprojektowano jako dwukondygnacyjny budynek, stanął na miejscu starych zabudowań, które pamiętały jeszcze czasy austriackie. To tutaj mieściły się stajnie dla koni ułanów.

Budowa została zakończona w sierpniu 1957 roku. Nikt nie wierzył, że uda się urządzić pokoje dla uczniów przed rozpoczęciem roku szkolnego.
- 27 sierpnia komisja budowlana przekazała nam budynek. Do rozpoczęcia roku zostało zaledwie kilka dni, a internat był zupełnie pusty. Od 1 września miało się tam wprowadzić 320 uczniów - Adam Romański, nauczyciel geografii i astronomii, a także kierownik internatu.

Jak jednak dodaje długoletni kierownik bursy, zdał się na młodzież, która i tym razem go nie zawiodła.
- Zebrałem chłopców z czwartych i piątych klas. Pracowaliśmy wspólnie przez dzień i noc, urządzając pokoje. I zdążyliśmy - opisuje z ogromnym wzruszeniem kierownik.

Ze względu na specyficzne czasy, to nie było wcale łatwe zadanie.
- Wszystko się wtedy zdobywało: łóżka, materace, kołdry, koce, poduszki czy meble - wylicza Romański.

Nie sposób wspomnieć ogromnych zasług Adama Romańskiego. Na przestrzeni 30 lat, w czasie których kierował internatem, aż trzykrotnie zdobył pierwsze miejsce w konkursach o miano najlepszej bursy w Polsce.

Tegoroczne spotkanie absolwentów Liceum Pedagogicznego, jak zawsze, wypełnione było wspomnieniami i zabawnymi anegdotkami. A tych, pomimo surowej dyscypliny, nie brakowało.

- Mieliśmy panią profesor Bogowską, która była dla nas dosyć ostra. Uczyła w liceum matematyki. Bardzo często robiła nam przeróżne klasówki. W momencie, gdy chciała nam zrobić kolejną, nasz kolega Opaliński postanowił przeszkodzić nauczycielce - wspomina Tadeusz Ciuruś.

Okazało się, że rezolutny uczeń odpalił na schodach gaśnicę. Był przekonany, że dzięki temu matematyczka nie dotrze na lekcję, a tym samym klasa uniknie klasówki.

- Nasza pani jednak odczekała chwilkę, aż posprzątano pianę. A klasówkę i tak zrobiła - kończy z uśmiechem Ciuruś.
Oprócz zabawnych anegdotek z czasów funkcjonowania Liceum Pedagogicznego przetrwało też sporo fotografii, a także szkolny dziennik.
- To dziennik mojej klasy, Vc, który uratowałem przed śmiercią w składzie makulatury - prezentuje bezcenną pamiątkę Jan Paruch.

Brutalne zbrodnie, zuchwałe kradzieże, tragiczne wypadki. Zobacz, jak wygląda
prawda o kryminalnej Małopolsce
www.kryminalnamalopolska.pl

60 tysięcy złotych do wygrania.Sprawdź jak. Wejdź na www.szumowski.eu

Najświeższe relacje. Najnowsze informacje z Mistrzostw Świata w siatkówce 2010
www.trzeciset.polskatimes.pl

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bochnia.naszemiasto.pl Nasze Miasto