Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bochnia: ruszył proces kierowcy, który prowadził po pijanemu

Paulina Korbut
Do wypadku doszło 20 lipca na ul. Smyków w Bochni. Pasażer był zakleszczony w samochodzie
Do wypadku doszło 20 lipca na ul. Smyków w Bochni. Pasażer był zakleszczony w samochodzie archiwum KPP Bochnia
W bocheńskim sądzie ruszył właśnie proces kierowcy, który 20 lipca 2012 r. spowodował w Bochni wypadek samochodowy. W wyniku rozległych obrażeń wewnętrznych zmarł pasażer - 27-letni Tomasz P. Jak wykazały badania, kierowca prowadził w stanie nietrzeźwym. Grozi mu od 9 miesięcy do nawet 12 lat więzienia. Oskarżony przyznaje się do winy.

- Bardzo żałuję tego, co się stało. Jest to tragedia moja i mojej rodziny. Zginął mój przyjaciel. Do końca życia będę musiał z tym żyć... - mówił wczoraj w sądzie łamiącym się głosem Paweł K.

Kierowca zeznał przed sądem, że w noc poprzedzającą wypadek uczył się do czekającego go wkrótce egzaminu poprawkowego. Studiował prawo, nauki było więc dużo. - W dniu wypadku wcześnie rano spotkałem się z Tomkiem. Pojechaliśmy na stację benzynową po wódkę, a potem do Tomka po konsolę i już do mnie - tłumaczył kierowca.

W domu K. byli o 6.30 rano. Zaczęli grać w gry, pijąc zakupiony alkohol. - Jedyne co pamiętam potem, to widok z okna samochodu. Widzę rosnącą trawę, obok mnie siedzi Tomek, który krzyczy z bólu - zeznawał Paweł.

Przypomnijmy w skrócie przebieg wydarzeń. Jak zeznała w sądzie siostra K. - Tomasz nalega, żeby odwieźć go do domu. Około 9.15 na ul. Smyków srebrna alfa romeo uderza przodem w betonowy przepust wodny, a następnie ląduje w rowie. Za kierownicą siedzi Paweł K., na siedzeniu pasażera - Tomasz P.

- Pasażer był zakleszczony w samochodzie. Widać było, że ma zgniecione nogi i uraz klatki piersiowej. Był przytomny. Mówił, że jechali szybko, pili alkohol i że niepotrzebnie wsiadał do auta - zeznał jeden z ratowników medycznych biorących udział w akcji.

Żeby wydobyć Tomasza P., trzeba było rozciąć dach samochodu. Jego stan był na tyle poważny, że wezwano śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, który przetransportował go do szpitala w Krakowie. Mimo wysiłków lekarzy, pięć dni później P. umarł.

Paweł K. - jak zeznali świadkowie - wyszedł z samochodu o własnych siłach. W bocheńskim szpitalu spędził siedem dni, potem został przewieziony do aresztu tymczasowego.

- Nie wiem dlaczego zachowałem się tak nieodpowiedzialnie. Nigdy nie prowadziłem po alkoholu. Chciałem przeprosić rodziców Tomka... - mówił K.

Rodzice zmarłego nie słyszeli tych słów - nie byli obecni na sali. Na kolejnej rozprawie zostaną przesłuchani biegli.



Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z regionu. Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Otwarcie sezonu motocyklowego na Jasnej Górze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bochnia.naszemiasto.pl Nasze Miasto