Dorota Lupa właśnie spędza w Dołędze urlop. O psiej rodzinie porzuconej między Szczurową a Zaborowem usłyszała od znajomej. Natychmiast z mężem wsiadła w samochód i pojechała na miejsce.
- Psina leżała, myślałam że już nie żyje, bo w ogóle się nie ruszała. Małe były przy niej, a matka była potwornie słaba - wspomina.
Kobieta przezornie zabrała karmę dla psów. Suka podniosła się na osłabionych nogach i zjadła praktycznie całą zawartość puszki. - Była wygłodzona, chuda. Ktoś kompletnie nie dbał o te psy.
Czarny samiec, był mocno nieufny, trudno było skłonić go do podejścia. W czasie próby złapania go, uciekał.
Na skraju wycieńczenia
Pani Dorota wezwała i opłaciła weterynarza, który obejrzał psy i dał matce pięć zastrzyków wzmacniających. Kobieta zgłosiła też sprawę do urzędu gminy w Szczurowej. Pracownicy mieli zamiar zabrać samicę z małymi, ale obok miejsca interwencji przejeżdżała Agnieszka Kilian z Dołęgi, która zadeklarowała że przygarnie zwierzaki.
- Serce mi pękało, nie mogłam jej tak zostawić. A gdyby wzięli ją do gminnego kojca, przypuszczam, że szczeniaki by uśpili, bo takie są przepisy - mówi. W rozmowie z jedną z urzędniczek potwierdziliśmy, że taki scenariusz był możliwy.
- Suka była wycieńczona, kładła się po przejściu kilku kroków. Była mocno zapchlona, miała anemię, blade dziąsła - wylicza Agnieszka Kilian. Na szczęście, szczeniaki są zdrowe i dobrze się rozwijają.
- Prawdopodobnie leżały tam od 4 rano, dobrze że nie przemarzły przez noc i nie zdechły - dodaje pani Agnieszka.
Niestety, w poniedziałek nie udało się złapać czarnego samca. Był zdezorientowany, biegał za samochodami. Pewnie szukał swojego pana. We wtorek rano pani Agnieszka wróciła, by spróbować go zwabić. Zabrała samicę, a także kości. Udało się.
Pies jest bardzo płochliwy, podchodzi do ludzi z dystansem. Opiekunka podejrzewa, że był bity. - Bardzo mi zaufał, mocno się przytula. Ma ok. 1,5 roku. Jest przekochany. Robimy wszystko, żeby znaleźć mu nowy dom, żeby tylko nie trafił do kojca gminnego, bo się tam zmarnuje. On musi mieć kontakt z człowiekiem - uważa mieszkanka Dołęgi. W sprawie adopcji można się z nią kontaktować pod numerem telefonu: 508-046-582.
Kto mógł im to zrobić?
- Bardzo chcielibyśmy znaleźć człowieka, który to zrobił - nie kryje Agnieszka Kilian. Przedstawiciele Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami przyznają, że to pierwsza taka sytuacja w okolicy, ale w wakacje zdarzają się porzucenia psów i kotów. - Mogło być tak, że ta suka została wyrzucona w wysokiej ciąży i tam urodziła – mówi Aleksandra Prytko-Lamot z tarnowskiego oddziału TOZ.
***
Sterylizacja i kastracja
Weterynarze polecają kastrowanie i sterylizowanie zwierząt. Zapobiega to ich nadmiernemu mnożeniu się. Nie jest to jednak zabieg tani. W przypadku kotów sterylizacja kosztuje ok. 140 zł, a kastracja ok. 100 zł. W przypadku psów, sterylizacja to koszt ok. 250-350, a kastracja - 150-200. Samorządy finansują sterylizację lub kastrację zwierząt bezdomnych, które mają trafić do adopcji. Jeśli zwierzę trafia do schroniska, tam jest poddawane zabiegowi ubezpłodnienia.
Kary za porzucenie psów lub kotów
Zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt, porzucenie zwierzęcia domowego to znęcanie się, za co grozi grzywna, a nawet do 3 lat więzienia. Sprawa porzuconych psów z Dołęgi nie została jednak zgłoszona na policję.

NaM - Podlaskie ligawki
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?