Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jacek Karnowski: Jestem przeciwny realizowaniu polowań na terenie Sopotu. Sopot jest pierwszym miastem w Polsce, które wyprasza myśliwych

Agnieszka Kamińska
Agnieszka Kamińska
Jacek Karnowski
Jacek Karnowski Karolina Misztal
Sopot jest pierwszym miastem w Polsce, które wyprasza myśliwych. Chce to zrobić również Tczew. Możliwe, że w ślad za nimi pójdą inne miasta w Polsce. Nowe przepisy umożliwiają samorządom, ale i obywatelom, wyłączanie ich terenów z polowań. Myśliwi: będziecie nas potrzebować.

Prezydent Sopotu Jacek Karnowski jest przeciwny polowaniom w lasach należących do miasta. Napisał do marszałka pomorskiego, aby wyłączył ten obszar z granic obwodu łowieckiego. Wskazał, i trudno się z nim nie zgodzić, że teren pełni rolę rekreacyjną. Jest odwiedzany przez turystów, uwielbiany przez biegaczy i rowerzystów. A wypadki, gdy postrzelony został człowiek, jednak się zdarzają. Ostatnio w gminie Łagiewniki. Myśliwy strzelając do dzika przypadkowo trafił innego myśliwego w głowę. Ten w ciężkim stanie został przewieziony do szpitala.

„Mając w pamięci tragiczne wydarzenia podczas polowań, m.in. ostatnie z 10 listopada 2019 r., w trosce o bezpieczeństwo mieszkańców, jestem przeciwny realizowaniu ich na administrowanym przez gminę miasta Sopotu terenie” - napisał Jacek Karnowski w oświadczeniu.

Mrożących krew w żyłach zdarzeń z udziałem myśliwych było więcej

Jakiś czas temu mieszkaniec pomorskiego Miradowa relacjonował, że wybrał się z dziećmi na spacer do lasu. Rodzina trafiła w sam środek polowania. Z jednej strony mierzył do nich myśliwy z ambony, z drugiej strony z zarośli wychodziła grupa naganiaczy. Skończyło się na strachu.

Dwa lata temu w powiecie głogowskim myśliwy postrzelił 63-latka, który potem zmarł. Gazety cytowały też mieszkańca Rybnika, który powiedział: „W pobliżu mojego domu stało 30 myśliwych. Jeden z nich naganiał sarnę, która została zagoniona w róg pomiędzy nasyp a ogrodzenie mojej posesji. Inni stali na nasypie i strzelali do zwierzęcia, przy okazji w kierunku mojego domu”. W gminie Oświęcim zaś ludzie bali się przebywać w swoich ogródkach działkowych, bo „nad ich głowami gwizdały kulki śrutu”. Również tam pewna rowerzystka, jak mówiła w jednej z telewizji, jechała ulicą z duszą na ramieniu. „Grupka myśliwych ze strzelbami stała na skraju jezdni i mierzyła w stronę ptaków. Polujący w ogóle nie zwracali uwagi na przejeżdżających” - opowiadała.

Kto przyjmie sopockie dziki?

Jacek Karnowski, mówiąc myśliwym „żegnajcie”, ma więc w ręku koronne argumenty. Ale jest jeszcze kwestia dzików. Obecnie w całej Polsce odbywają się intensywne polowania na te zwierzęta, co ma zahamować rozprzestrzenianie się afrykańskiego pomoru świń (tzw. ASF).

Na Pomorzu ogniska ASF nie stwierdzono, ale przypadek tej choroby odnotowano pod Elblągiem. Nawet wśród myśliwych krążą opinie, że za przenoszenie ASF odpowiada przede wszystkim człowiek.

Twierdzą oni, że zintensyfikowane wybijanie dzików może zmniejszyć tempo rozszerzania się zarazy, ale trudno uważać, że ją wyeliminuje. Rząd zalecił, aby na tysiąc hektarów przypadał jeden dzik. Koła łowieckie są więc zobowiązane do ograniczenia jego populacji. Terminarz polowań w lasach sopockich został już wyznaczony. Nie wiadomo, czy po oświadczeniu prezydenta zostanie on zrealizowany.

Jacek Karnowski stwierdził, że Sopot znajduje się poza obszarem ochronnym, zagrożonym czy objętym ograniczeniami. Aby zmniejszyć liczbę zwierzyny, w tym dzików, zalecił jej „odławianie i wywóz z dala od granic administracyjnych Sopotu”. To wzbudziło konsternację w kołach łowieckich.

Wywieźć sopockie dziki? Ale dokąd - pytają myśliwi. - Które koło łowieckie w Polsce przyjmie te zwierzęta, jeśli wszystkie są zobowiązane do redukcji ich populacji na swoich terenach? Technicznie można by było dziki odławiać, ale po prostu nie mamy gdzie ich potem wypuszczać - mówi łowczy Michał Laska, przewodniczący zarządu okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego w Gdańsku.

Prawo dopuszcza farmakologiczne uśmiercanie tych zwierząt. Myśliwi twierdzą jednak, że takie działanie generowałoby dodatkowe koszty. Padłe zwierzęta musiałyby podlegać utylizacji, nie można by było wykorzystać ich mięsa. Według myśliwych, decyzja Jacka Karnowskiego sprawi, że w Sopocie błyskawicznie przybędzie dzików. I kłopotów.

- Obawiam się, że wyłączone z polowań tereny staną się enklawami, na których zwierzęta bez kontroli będą się rozmnażać. To może negatywnie wpłynąć na bezpieczeństwo mieszkańców np. w ruchu drogowym. Może być więcej kolizji drogowych. Poza tym dziki będą niszczyły np. trawniki, parki, place zabaw. Pamiętajmy też, że w Trójmieście mamy lotnisko, port, blisko jest obwód kaliningradzki. ASF może się u nas pojawić. Wyłączenia terenów z obwodów łowieckich będą stały w sprzeczności z potrzebą zmniejszania populacji dzików. Mam nadzieję, że marszałek województwa powstrzyma się przed przychyleniem się do wniosku prezydenta Sopotu - twierdzi Michał Laska.

Na razie nie ma decyzji marszałka w tej sprawie. Zgodnie z nowymi przepisami samorządy, ale też wszyscy prywatni właściciele i użytkownicy gruntów, mogą ubiegać się o zakaz wstępu dla myśliwych.

Oświadczenia mogą składać osoby fizyczne w dowolnym momencie w starostwach powiatowych. Na ich podstawie myśliwi nie będą mogli na wskazanym terenie polować, ale będą mogli na niego wchodzić. Jest też druga ścieżka wyproszenia myśliwych, bardziej restrykcyjna. W całej Polsce marszałkowie muszą przekazać projekty uchwał o nowych podziałach województw na obwody łowieckie do konsultacji publicznych. W toku tej procedury, do urzędu marszałkowskiego można przesłać wniosek o wyłączenie obszaru z obwodu łowieckiego. Wnioski należy uzasadnić. Wyłączenie w tym trybie oznacza, że nie można na nim polować, ani też wykonywać żadnych innych czynności z zakresu gospodarki łowieckiej, np. budować i użytkować ambon myśliwskich, dokarmiać zwierząt na nęciskach czy wjeżdżać samochodami. W tym przypadku to marszałek podejmie decyzję o zamknięciu terenu dla myśliwych. Może się na to nie zgodzić.

Naganiacze i konstytucja

Sejmiki mają czas na wyznaczanie nowych obwodów łowieckich do marca 2020 r. W województwie pomorskim, świętokrzyskim, lubelskim i dolnośląskim takie projekty już powstały. Na Pomorzu prywatni właściciele mogli się w ich sprawie wypowiedzieć do 21 listopada. Samorządy mogą to zrobić również po tym terminie. Sopot jest pierwszym miastem w Polsce, które chciałoby wyprosić myśliwych, korzystając właśnie z tego prawa. Być może drugi będzie Tczew. - Urząd Miejski w Tczewie zgłosi uwagi do projektu uchwały sejmiku. Uwagi będą dotyczyć wyłączenia z obwodów łowieckich wszystkich nieruchomości, będących własnością gminy miejskiej Tczew i znajdujących się na terenie miasta Tczewa. Na przykład chodzi o teren między Strugą Subkowską a ul. Bałdowską, to są grunty rolne, które wchodzą w skład obwodu łowieckiego - informuje Małgorzata Mykowska, rzecznik prasowy Urzędu Miejskiego w Tczewie.
Trybunał Konstytucyjny już w 2014 r. orzekł, że prawo łowieckie jest niekonstytucyjne, bo właściciele w żaden sposób nie mogli myśliwym zakazać wchodzenia na swoje ziemie. W przeszłości bywało, że naganiacze przechodzili przez prywatne posesje, czy się to komuś podobało, czy nie. Ustawa została znowelizowana w ub. roku i to właśnie zgodnie z nią marszałkowie przygotowują teraz nowy podział na obwody łowieckie.

- Do tej pory nie mogliśmy myśliwych nie wpuścić na nasz teren, musieliśmy znosić reżim polowań narzucony prawem łowieckim, jeszcze z czasów PRL. Dotychczasowe obwody łowieckie wyznaczone zostały z pogwałceniem konstytucyjnego prawa własności, a Trybunał Konstytucyjny nakazał zmianę tego stanu rzeczy. Dziś, jako obywatele i obywatelki, po raz pierwszy możemy skorzystać z prawa do wyłączenia naszych gruntów z obwodów łowieckich i zakazania polowania. Taką możliwość dają nam zeszłoroczne zmiany w prawie łowieckim. Cieszy to, że m.in. Sopot chce wykorzystać nową regulację. Być może zrobi to też Kraków. Obwody łowieckie stanowią dziś 90 proc. powierzchni kraju, polowań odbywa się za dużo w stosunku do tego, ile rzeczywiście powinno ich być - mówi Tomasz Zdrojewski z koalicji Niech Żyją!

Polowania z mapkami

W okresie przejściowym, między wyrokiem TK a nowelizacją, właściciele mogli wyłączać swoje tereny z obwodów łowieckich tylko sądownie. W latach 2016-2019 zapadło 141 wyroków. Najgłośniejsza sprawa dotyczyła Moniki Sznajderman i Andrzeja Stasiuka. Powiedzieli oni przed krakowskim Sądem Administracyjnym, że myśliwych po prostu nie lubią i nie życzą sobie ich na prywatnym terenie. Sąd, tak jak i w pozostałych przypadkach, przychylił się do ich wniosku.

Tymczasem myśliwi mówią, że wyłączenia terenów wprowadzą chaos podczas łowów. Niektórzy dowcipkują, że będą musieli iść na polowanie z mapką i sprawdzać, czy czasem nie weszli na „zakazany” teren. - Granice obwodu łowieckiego powinny biec po znakach widocznych w terenie, czyli np. środkiem rzeki, drogą, torem kolejowym. Działka leśna czy rolna, która jest prywatną własnością i będzie wyłączona z polowań, może przecież znajdować się przy Lasach Państwowych i może nie być ogrodzona. Myśliwy nie będzie wiedział, że na nią wchodzi. Na tym tle może dochodzić do konfliktów. Poza tym ranny zwierz może uciec na taki teren i myśliwy nie będzie mógł skrócić mu cierpienia, do czego przecież jest prawem zobowiązany - tłumaczy łowczy Michał Laska.

Bambuko

Właściciel, który wykluczy swój teren z polowań, nie straci prawa do odszkodowania, jeśli szkody, np. w rolnictwie, wyrządzą dziki, jelenie czy sarny. To dotyczy tylko wniosków wysyłanych do marszałka. Wydaje się więc, że to rolnicy powinni być najbardziej zainteresowani wypraszaniem łowczych ze swoich upraw. Tym bardziej, że najczęściej nie darzą ich miłością. - Relacje rolników z myśliwymi są bardzo złe. Myśliwi cały czas robią chłopów w bambuko. Odszkodowania, które nam płacą za szkody wyrządzone przez zwierzynę, są śmiesznie małe. Ale nie sądzę, że rolnicy będą masowo korzystać z nowego uprawnienia. Przecież nie zakażemy zwierzynie chodzić po naszych uprawach. Nie wierzę, że coś polepszy się z odszkodowaniami. My potrzebujemy gruntownej reformy gospodarki łowieckiej. Mamy projekt ustawy, który jest już u prezesa Kaczyńskiego - mówi Sławomir Izdebski, szef rolniczego OPZZ.

Organizacja chce powołania Agencji Rozwoju Gospodarki Łowieckiej. Postuluje, by koła łowieckie uczestniczyły w przetargach i dzierżawiły obwody. - Rolnicy, jeśli chcą wydzierżawić ziemię państwową, muszą przystępować do przetargu, a koła łowieckie nie muszą. Toż to jest państwo w państwie! Koła powinny też płacić za szkody rzetelnie oszacowane przez niezależnych ekspertów. Jeśli w danym obwodzie łowieckim znalazłby się dzik z ASF, a kontrola wykazałaby, że dzików jest tam za dużo, to myśliwi traciliby obwód - dodaje Izdebski.

POLECAMY NA STREFIE AGRO:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sopot.naszemiasto.pl Nasze Miasto