Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Michał Korta: Dla mnie światło jest bogiem - mówi fotograf z Bochni

Redakcja
Michał Korta
Michał Korta Paweł Michalczyk
Rozmawiamy z Michałem Kortą, fotografem z Bochni, który podczas ostatniej sesji Rady Miasta Bochnia wyszedł z inicjatywą utworzenia w centrum miasta galerii fotografii.

Co cię skłoniło do takiej propozycji, jak galeria fotografii?

Prowadzę warsztaty, spotkania autorskie, mam na swoim koncie wystawę na murze Stadionu Miejskiego w Bochni, uczestniczę jako juror w różnych konkursach i widzę, ile osób jest zainteresowanych fotografią. Wiele osób zadaje mi pytanie, kiedy będą mogli zobaczyć moje projekty pokazywane w innych miastach w Polsce i na świecie. Z przykrością stwierdzam, że w Bochni nie ma gdzie pokazać dużej wystawy. W sali na poddaszu muzeum są skosy i belki i to jest świetna sala na spotkania czy prelekcję, ale bardzo trudna na wystawy. W bibliotece czy w Domu Kultury też nie ma takiego miejsca. Tymczasem sztukę ogląda się najlepiej w białych pustych pomieszczeniach typu „white cube”, gdzie nic nie rozprasza, gdzie można zagrać formatem, oświetleniem, odpowiednio dobraną ramą. Byłoby genialnie, gdyby takie miejsce znalazło się w Bochni. Trudno ocenić pozamaterialną wartość takiego miejsca i wpływ jaki by miało na miasto i mieszkańców. Dlatego wspólnie ze stowarzyszeniem More Photography zaproponowaliśmy miastu utworzenie w centrum takiej galerii. Mogłaby ona współpracować z potężną imprezą o międzynarodowej renomie, jaką jest krakowski festiwal Miesiąc Fotografii.

Kilka wystaw w ciągu roku, a do tego wykłady, warsztaty dla młodych ludzi ale też dla seniorów, spotkania z artystami z pewnością ożywiłyby kulturalnie Bochnię.

Na takie imprezy przychodzi dziesiątki, jeżeli nie setki ludzi w różnym wieku. Fotografia jest dziś bardzo nośna, publiczność coraz bardziej świadoma.

Przykładem jest sukces Galerii Bezdomnej.

Zgadza się, sam brałem kiedyś w niej udział. Tutaj mówię jednak o czymś kilka poziomów wyżej, jeśli chodzi o jakość prezentacji, jakość prac i komfort oglądania. Nie ukrywajmy, jestem zawodowcem i chciałbym też pokazywać swoje projekty, mam gotowe wystawy, nigdy nie pokazywane u nas, leżą wydrukowane i oprawione w magazynie. Oprócz tego byłbym w stanie ściągnąć tutaj ciekawych ludzi, uznanych artystów i inicjatywy fotograficzne, o których pisałyby gazety i portale branżowe w całej Polsce. Dla miasta udostępnienie lokalu to pewien koszt, ale ja też ryzykuję i poświęcam dużo czasu i energii żeby taka inicjatywa mogła zaistnieć.

Korzyści dla miasta byłyby z pewnością ogromne.

Oczywiście, nie dość że promocja, to jeszcze aktywizacja życia kulturalnego w centrum, reprezentacyjne miejsce. Czekam teraz na ruch ze strony Urzędu Miasta. Zgłosiłem miastu gotowy produkt z pełną wizją tego miejsca, jestem chętny do rozmów. Bardzo się to spodobało na wcześniejszym posiedzeniu Komisji Kultury, radni wysłuchali mnie z zainteresowaniem, były pytania i jednogłośne poparcie dla projektu.

W 2012 z inicjatywą festiwalu kina grozy wystąpił Jacek Dziduszko. Dwa lata później w amfiteatrze na Uzborni ruszył cykl letnich wykładów i projekcji. Wtedy się udało.

Fajnie byłoby, gdyby miasto zaufało młodszym ludziom. Co młodzież ma robić w Bochni?Możliwości są ograniczone. Dla dzieci coś się znajdzie, ale dla osób w wieku powiedzmy od 16 do 25 lat trudno coś znaleźć. Poza kinem i pójściem na piwo, chyba nie ma zbyt wielu opcji. Są od czasu do czasu imprezy w MDK, muzeum, bibliotece, jest świetna impreza Bochnia Rocks, ale mogłoby tego być więcej. Wydaje mi się, że taka galeria byłaby w stanie organizować wernisaż raz na 5-6 tygodni. Ekspozycja byłaby potem dostępna przez miesiąc. Na moją wystawę na ogrodzeniu Stadionu Miejskiego przyjeżdżali ludzie nawet z Bielska Białej, z Krakowa i z innych miast. O moich projektach o brutalistycznej architekturze pisały brytyjskie The Guardian, Financial Times, czy Wallpaper. Gdy realizowałem projekt w St. Gressoney we włoskich Aplach, pisał o tym m.in. największy włoski dziennik Corriere della Sera. Jestem laureatem wielu nagród w tym dwukrotnie pierwszego miejsca za portret w najważniejszych konkursach fotografii prasowej w Polsce. W Bochni te rzeczy nigdy nie były pokazywane.

Fotografią zajmujesz się ponad 20 lat. Jak ewoluowały twoje zainteresowania?

Początkowo zajmowałem się głównie designem. Współpracowałem m.in. z redakcją magazynu „2 + 3D”. W którymś momencie trafiłem do agencji reklamowej, zacząłem fotografować ludzi. Wtedy stwierdziłem, że zdecydowanie wolę pracować z ludźmi. Zacząłem coraz częściej robić portrety. I tak zostało. Przy czym przez wiele lat pracowałem przede wszystkim komercyjnie, dla prasy i na potrzeby reklamy, a w tej chwili realizuję własne projekty a okazyjnie robię zdjęcia dla prasy czy reklamy. To oznacza że jestem teraz dużo biedniejszy (śmiech), ale bardziej „na swoim miejscu”.

Gdzie zrobiłeś swoje pierwsze zdjęcia?

W liceum dostałem uszkodzony aparat. Mój brat mieszkał wtedy w Wiedniu i wynajmował pokój u fotografa. Pojechałem w odwiedziny i ten fotograf naprawił ten zepsuty aparat. Dał mi trzy czarno-białe firmy, wyjaśnił jak działa światłomierz i jak dobrać ekspozycję. Moje pierwsze klatki są z Wiednia. Do dzisiaj je cenię. Fotografia uliczna w czystej formie. Jest tam dużo naiwnego i bezpośredniego patrzenia, co dziś, mając już kilkanaście lat doświadczenia, trudno w sobie odnaleźć. Najpierw zacząłem fotografować przyjaciół, otoczenie, w pewnym momencie stwierdziłem, że jedno na kilka zdjęć znaczy dla mnie coś więcej i podoba się ludziom. Tak się zacząłem wkręcać. Później pojawi się pierwszy mentor, czyli bardziej zaawansowany fotograf, który coś mi opowiedział. Miałem kilku fotografów, którzy mieli na mnie duży wpływ przez wzgląd na woje doświadczenie. Jednym z nich był Tadek Marcinkiewicz z Przemyśla.

A bocheńscy fotograficy?

Też. Bogdan Mrówka, Przemek Konieczny, Adam Famielec też mi pokazywali pewne rzeczy na zasadzie, że ciągnął swój do swego. Z Bogdanem Mrówką spotykałem się regularnie, przychodził do mnie do ciemni, dla kilkunastoletniego chłopaka to super sprawa, jak ktoś kto ma więcej doświadczenia z nim usiądzie i poświeci chwilę uwagi. To jest bezcenne. Galeria, którą chciałbym uruchomić miałaby też taką funkcję. Młodzi ludzie, którzy interesują się sztuką cholernie potrzebują takiej uważności. W tym wieku kilkunastominutowa uważna rozmowa może cię popchnąć w dobrym kierunku, może nawet zmienić twoje życie.

Wspominasz w wywiadach, że mistrzami fotografii są dziś fotografowie reklamowi.
Tak, to są współcześni mistrzowie, da Vinci fotografii. Muszą znać każdą dziedzinę fotografii, żeby gdy przychodzi klient, byli w stanie odtworzyć każdy klimat, rodzaj światła. To mnie od początku ekscytowało i na tym uczyłem się warsztatu. Wtedy jeszcze ważne rzeczy fotografowało się analogowymi aparatami wielkoformatowymi 4x5 cala. To były początki fotografii cyfrowej. Potem fotografowałem design. W studiu uczyłem się jak najlepiej operować światłem aby pokazać walory obiektu. Tak, żeby wydobyć formę, strukturę, fakturę materiału. Potem te same metody zacząłem stosować do twarzy ludzkiej, która też jest w pewnym sensie obiektem, bryłą do oświetlenia. Oczywiście, dochodzi tu aspekt psychologiczny, nastrój, rozmowa, i wszystko co ludzkie. Wszystko co powoduje że zdjęcia portretowe są bardziej skomplikowane niż zdjęcia designu. Fotografia portretowa jest chyba najbardziej złożonym rodzajem fotografii. Bo oprócz tego, że rysujemy bryłę twarzy, jak rzeźbę, to jeszcze dochodzi interakcja pomierzy modelem a fotografem.

Ale i fotografując martwą naturę w jakimś sensie można nawiązywać z nią „dialog”, próbując dotrzeć do jej istoty.

Jak najbardziej. Wszystko ma swoją energię, obiekty też. Dla mnie światło jest bogiem. Każdy obiekt inaczej przyjmuje światło. Inaczej przyjmuje i odbija je porcelana, która jest biała, a inaczej czarny welur. Inaczej chrom, a inaczej matowe obicie fotela, inaczej drewno. Każdy obiekt zupełnie inaczej na to reaguje i moim zadaniem jako fotografa jest wydobycie tego. W dużym stopniu mogę wpływać na to, co pokażę, a co ukryję i jak pokażę.

Dostawałeś zlecenia dotarcia do istoty fotela?

W sensie fotograficzny - tak. Dostawałem zlecenie aby jak najlepiej pokazać formę, która w dobrym wzornictwie łączy się nierozerwalnie z funkcją. Znam wielu projektantów, grafików i oni myślą inaczej. To jest fascynujące. Istnieje takie pojęcie jak „problem projektowy”. Punkt wyjścia każdego projektanta. W portrecie jest podobnie. Inaczej fotografuje się pisarza, inaczej muzyka, celebrytę inaczej osobę która jest nieznana. Każdego trzeba pokazać z godnością, a jednocześnie czasem można zahaczyć o profesję, którą ktoś wykonuje. Czasami na pierwszy plan wychodzi koncept, czasem profesja, emocje a czasem ja sam. Mówi się, że w portrecie widać też fotografa, jego styl, osobowość, energię. Bo portret jest chyba zderzeniem energii dwóch ludzi.

Na ile Bochnia zaistniała w twej twórczości? Zdjęć miasta są tysiące, robi je niemal każdy, ale niewielu dociera do tego nieoczywistego sposobu widzenia tych miejsc.

Trudno jest fotografować coś, co się bardzo dobrze zna, co się ma opatrzone. Miałem wiele razy tak, że wyjeżdżałem gdzieś, do Izraela, do Gruzji czy do Nowego Jorku i tam realizowałem projekt. Miałem to świeże spojrzenie, zauważałem rzeczy, których nie widzą mieszkający tam ludzie, bo puszczają je mimo oczu. Ja właśnie tak mam z Bochnią. Początkowo większość zdjęć robiłem tutaj, jakieś naiwne projekty na cmentarzu, widoki. Teraz, mając te 20 lat doświadczenia, wróciłem do źródła i robię nawet projekt o Małopolsce w promieniu 15-30 km od Bochni, która też w nim występuje. Jest to projekt o ludziach, o Polsce, o Małopolsce, o Polakach przez pryzmat drzew, przez pryzmat tego, jak ludzie traktują drzewa. Jest to coś, co robię tutaj na miejscu. Robię to już od dwóch lat i myślę, że uda mi się to skończyć tego lata. Za sprawą tego projektu postanowiłem odświeżyć spojrzenie na swoją okolicę. Z jednej strony są to zdjęcia interwencyjne, a z drugiej nastrojowe, wręcz metafizyczne. Część z nich jest zaangażowana, bo drażni mnie obcinanie drzew w połowie i zostawianie kikutów. Jest to chyba znak czasów. Po upadku komunizmu ludzie coraz bardziej zaczęli dbać o ogrody, sadzić drzewka, świadomość estetyki przydomowej rosła. Teraz minęło te 30 lat i te drzewka są już tak duże, że zahaczają o słupy, zasłaniają światło i ci ludzie zamiast je zastąpić krzewami lub gatunkami niskopiennymi kaleczą te brzozy i zostawiają obcięte do połowy. To fascynujące, że poprzez drzewa można opowiedzieć taką historię, na co dzień nikt o tym nie myśli, ani tego nie zauważa.

Trafnie to ująłeś, mówiąc o metafizycznych zdjęciach.

Uważam, że fotografia musi być nieoczywista. Forma to jedno: musi być przyjemna dla oka, wciągająca, albo zadająca jakieś pytanie, czy wbijająca jakąś szpilę. Ale też musi być jakaś treść, bez treści fotografia nie istnieje. Ładne zdjęcia działają tylko przez chwilę, wrzucasz je do głowy i wyrzucasz. A te, które zastanawiają, zadają pytania, wywołują zdziwienie zostają na dłużej.

POLECAMY - KONIECZNIE SPRAWDŹ:

WIDEO: Trzy Szybkie - odcinek 4. Ku czemu zmierza Polska?  Rozmowa z dr Krzysztofem Mazurem, politologiem z Uniwersytetu Jagiellońskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Michał Korta: Dla mnie światło jest bogiem - mówi fotograf z Bochni - Gazeta Krakowska

Wróć na bochnia.naszemiasto.pl Nasze Miasto