Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Misjonarz z Kazachstanu zgłosił się do pracy w DPS w Bochni, gdzie wykryto największe ognisko koronawirusa w Małopolsce

Paweł Michalczyk
Paweł Michalczyk
Sebastian Lewandowski / archiwum prywatne
Gdy w Wielką Sobotę ks. Piotr Dydo-Rożniecki dowiedział się o kryzysowej sytuacji w bocheńskim Domu Pomocy Społecznej, nie zwlekał. Zgłosił się na ochotnika do pracy w samym centrum największego ogniska epidemii w Małopolsce. Każdego dnia po osiem godzin zajmuje się pielęgnacją osób przewlekle psychicznie chorych. Sutannę zastępuje mu kombinezon ochronny, chroniący przed koronawirusem.

FLESZ - Działkowcy kontra koronawirus: zmiana przepisów

od 16 lat

Do Kazachstanu trafił we wrześniu 2018 roku, sześć lat po przyjęciu święceń. Choć jego marzeniem była Ukraina, biskup tarnowski Andrzej Jeż zaproponował mu właśnie ten kraj. Dostrzegł w tym palec Boży, ponieważ z Kazachstanem związany był jego dziadek, który trafił tam na 6 lat prac w kołchozie.

Przez pierwszy rok ks. Piotr pracował w parafii Chromtau jako wikariusz, jego proboszczem był ks. Piotr Kluza, pochodzący z podtarnowskich Bogumiłowic. Później duchowny z Mielca trafił do parafii Atyrau. Co pół roku przylatywał do Polski, aby przedłużyć wizę. Wyjeżdżając pod koniec marca, nie wiedział, że jego powrót utrudni pandemia. Z powodu zamknięcia granic i wstrzymania ruchu lotniczego, ks. Piotr utknął w rodzinnym Mielcu. Dla duchownego był to cios, zaczął spierać się z Bogiem, próbując znaleźć odpowiedź na pytanie „dlaczego?”.

Spontaniczna decyzja

Odpowiedź otrzymał w Wielką Sobotę rano. Przeglądając serwis społecznościowy, natrafił na apel starosty bocheńskiego o pomoc w DPS-ie, którego personel został zdziesiątkowany przez koronawirusa. Tuż przed Wielkanocą w budynku dla przewlekle psychicznie chorych zostały tam tylko dwie osoby, które resztkami sił pracowały bez przerwy po 72 godziny. Reszta pracowników była już na oddziale chorób zakaźnych. W Wielki Piątek z pomocą przybyły siostry dominikanki, ale wsparcie nadal było potrzebne.

- Odczytałem, że wolą Boga jest, abym tam pojechał z pomocą - przyznaje ks. Piotr Dydo-Rożniecki. Praca wśród chorych nie była mu obca, bo jeszcze jako kleryk tarnowskiego seminarium duchownego odbywał praktykę na oddziale paliatywnym szpitala powiatowego w Mielcu. Wszyscy duchowni, który mieli stanowić tymczasowy personel DPS-u zostali przeszkoleni przez ratowników medycznych. Musieli również poznać 37 pensjonariuszy oraz budynek, w którym placówka funkcjonuje.

Każdego dnia ksiądz Piotr wraz z siostrami, posługuje podopiecznym. Dyżury trwają po osiem godzin. Praca polega na podawaniu jedzenia, leków, karmieniu, myciu, goleniu, przebieraniu pieluchomajtek, sprzątaniu, praniu. - Nie ma tu podziału „ksiądz”, „siostra” - mówi duchowny. Wiele uwagi zwraca się na ciągłą dezynfekcję, m.in. poręczy, uchwytów, klamek.

Od wtorku po Wielkanocy do bocheńskiego DPS-u trafiły również dwie wolontariuszki, Weronika i Karolina, studentki II roku pielęgniarstwa, które pomagają ratownikom medycznym. Jedna pochodzi z Wielunia, a druga z miejscowości Turza koło Tarnowa. - Są bardzo ofiarne i odciążają nas od podawania leków. Jestem z nich bardzo dumny, bo są zaledwie po półtora roku nauki, mają świetny kontakt z pacjentami.

8 godzin w pełnym kombinezonie

Wszystkie prace przy podopiecznych wykonywane są w specjalnych kombinezonach wraz z obuwiem ochronnym, a także rękawicami, na które zakładane są dodatkowo jednorazowe rękawiczki, wreszcie maseczka, gogle i przyłbica na twarz. - Tak działamy osiem godzin. Chodzi o bezpieczeństwo nie tylko nasze, ale i mieszkańców. Robimy wszystko, aby było jak najbardziej sterylnie - wyjaśnia. Od kiedy przybył do DPS-u, koronawirusa wykryto u ośmiorga podopiecznych. Wszyscy zostali zabrani na oddział zakaźny. Charakterystyczne, że u żadnej z osób nie wystąpiły objawy typowe dla zakażenia, jak kaszel, gorączka czy duszności.

Oprócz posługi wśród chorych, ksiądz Piotr sprawuje również sakramenty, choć jest to podporządkowane rytmowi danego dnia. - W Wielką Sobotę był pierwszy dzień w moim życiu kapłańskim, w którym nie odprawiałem mszy świętej, bo byłem na dyżurze.

W ostatnich dniach duchowny odprawia dwie msze, o godz. 13.30 i o 16 dla dwóch grup sióstr. Ze względów epidemicznych, nie jest ona sprawowana w kaplicy, ale w pomieszczeniu tymczasowym. - Pierwszą zwykle sprawuję o ustanie epidemii, a drugą za ofiarodawców, bez których nie zrobilibyśmy nic. W modlitwach pamięta również o swoich parafianach w Kazachstanie. Utrzymuje z nimi kontakt przez komunikator internetowy.

Jak długo potrwa jego posługa w Bochni? Odpowiada, że tyle, ile będzie trzeba i na ile pozwoli zdrowie. - Dzięki Bogu, na razie wyniki wymazów pobranych u sióstr i u mnie były negatywne.

Masz informacje? Nasza Redakcja czeka na #SYGNAŁ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na bochnia.naszemiasto.pl Nasze Miasto