Czytaj także: Tarnów: poseł PSL Andrzej Sztorc niewinny
Tadeusz Lach musiał wybudować nowy dom. W poprzednim nie dało się już mieszkać. - Do listopada spaliśmy w kontenerze. Potem zrezygnowaliśmy z tego, kiedy okazało się, że miesięcznie musimy płacić za jego użyczenie blisko 400 złotych - opowiada.
Zimę żona pana Tadeusza spędziła u córki, a on - w szopie, zaadaptowanej na tymczasowe mieszkanie. Lachowie nadal w niej przebywają, tyle że w miejscu starego, drewnianego domu stoi już nowy, murowany. - Chcielibyśmy wprowadzić się przed zimą. Do zrobienia zostało jednak jeszcze bardzo dużo: wylewki, elektryka, centralne - wylicza Grażyna Lach.
Dotacja od państwa (niewiele ponad 50 tysięcy złotych) starczyła im jedynie na postawienie murów. Resztę muszą płacić już z własnej kieszeni. - Powoli, ale stajemy na nogach. Będzie dobrze - mówią pełni optymizmu.
Powodzianie z Tuchowa podkreślają na każdym kroku swoją wdzięczność za pomoc, której doświadczyli zwłaszcza w pierwszych dniach po przejściu wielkiej wody.
- W internacie, gdzie zamieszkaliśmy, mieliśmy superwarunki, dobre jedzenie, nie musieliśmy martwić się o ubranie - wylicza Zofia Ligęza. Jej sąsiadka - Dorota Waltz dosłownie w ostatniej chwili uciekła przed falą kulminacyjną, która zalała jej dom do wysokości dwóch metrów. - Jak wstałam z łóżka, to woda była już po kolana. Zabraliśmy dzieci i uciekliśmy do drogi - wspomina.
Po powodzi z domu wywiozła kilkadziesiąt taczek mułu. - Wszystko trzeba było robić od nowa. Nic się nie uratowało - wyjaśnia.
Naporowi wody cudem oparł się dom Mariana i Zdzisławy Łobków po drugiej stronie Białej. - Powódź przyszła tak nagle, że zdołałem zabrać jedynie jakieś dokumenty i nic więcej - mówi 72-letni mężczyzna, który na kilka miesięcy - jak wielu innych tuchowian - znalazł schronienie w pobliskim klasztorze redemptorystów. - Dbali o nas, jak o najbliższych z rodziny. Jesteśmy im ogromnie wdzięczni za wszystko - mówią.
Kiedy rok temu fala kulminacyjna przechodziła przez Tuchów, z ich domu widać było jedynie dach. Reszta była w wodzie. Dzisiaj budynek wygląda jak nowy - ładnie odnowiony z zewnątrz i w środku. - Niektórzy radzą nam, abyśmy się stąd wyprowadzali i postawili gdzie indziej. Tylko, że ja już jestem za stary na to, aby zabierać się teraz za budowę. Tu mieszkałem całe życie i tu jest mój dom - mówi Marian Łobko.
Rok po powodzi skutki zalania widać jeszcze w wielu domach. - Cały czas mam otwarte drzwi do piwnicy, aby obieg powietrza suszył ściany. Skuliśmy praktycznie wszystkie tynki w środku, a i tak wilgoć wychodzi nadal w wielu miejscach - przyznaje Janina Trzęsińska.
Tuchowianie w większości wrócili do swoich domów. W inne miejsce przeprowadziły się jedynie cztery rodziny.
Podobnie jest w Woli Rogowskiej koło Wietrzychowic, gdzie w ubiegłym roku, pod wodą, przez blisko dwa tygodnie, były wszystkie gospodarstwa we wsi (ponad 120 domów).
- Ludzie dostali odszkodowania na miarę swoich strat. Z pomocą wojska, strażaków, więźniów i ludzi dobrego serca udało im się odnowić zalane budynki w takim stopniu, że na nowo mogli w nich zamieszkać - mówi Leszek Zabiegała, wójt Wietrzych-owic.
O ile ludzie jakoś uporali się ze skutkami powodzi, to gorzej wygląda sytuacja przerwanego wału na Wiśle. 60-metrowej wyrwy do dzisiaj nie udało się załatać na tyle, aby mieszkańcy mogli spać spokojnie, bez obaw o to, że przy wzroście poziomu wody w rzece, ta nie zalaje znowu Woli Rogowskiej. Rozpoczęcie wyczekiwanych prac poprzedziły skomplikowane procedury i ciągnące się miesiącami ustalenia projektowe.
Codziennie rano najświeższe informacje z Tarnowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zamów newsletter!
Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?