Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Olena przed wojną schroniła się w Tarnowie, ale nie opuściła swojej ukraińskiej klasy. Uczy dzieci przez telefon z urzędu, mieszkania, parku

Paulina Marcinek-Kozioł
Paulina Marcinek-Kozioł
Olena Malechko z Winnicy lekcje online chętnie prowadzi z siedziby Urzędu Gminy Tarnów przy ulicy Krakowskiej
Olena Malechko z Winnicy lekcje online chętnie prowadzi z siedziby Urzędu Gminy Tarnów przy ulicy Krakowskiej Paulina Marcinek/archiwum prywatne
Około dwustu dzieci uchodźców z Ukrainy chodzi już do tarnowskich szkół, w całej Polsce to już ponad sto tysięcy uczniów. Wiele wciąż zostaje w ogarniętym wojną kraju, inne rozjechały się po Europie, ale codziennie widują się i uczą wirtualnie. Tak jak klasa Oleny Malechko, nauczycielki która schronienie znalazła w Tarnowie.

FLESZ - Polskie parafie pomagają uchodźcom

od 16 lat

Olena prowadzi w Tarnowie lekcje online swojej ukraińskiej klasy

Jest godzina 10.30. Olena Malechko siada na krześle w korytarzu w budynku Urzędu Gminy Tarnów przy ulicy Krakowskiej. Włącza laptopa albo telefon komórkowy i uruchamia aplikację przez którą prowadzi zajęcia. Na ekranie pojawiają się buzie uczniów - jedni z Ukrainy, inni trafili po wybuchu wojny do Polski, Niemiec albo Francji. Na widok swojej pani uśmiechają się, ale po chwili poważnieją.

- Każdego dnia zajęcia rozpoczynamy minutą ciszy, dla uczczenia tych, którzy zginęli walcząc o naszą ojczyznę - opowiada Olena Malechko.

Obecnie żadna szkoła w Ukrainie nie pracuje stacjonarnie, bo ze względów bezpieczeństwa wszyscy uczą się zdalnie. Lekcje online trwają czterdzieści pięć minut. U Oleny na zajęciach dzieci poznają literaturę ukraińską, czytają opowiadania i wiersze. Kobieta jest nauczycielką języka ukraińskiego, pełni też rolę wychowawcy klasy. Sporą część lekcji poświęca teraz również tematom związanym ze zdrowiem i zachowaniem w czasie wojny. Ostrzega dzieciaki przed niebezpieczeństwami, które czyhają na nich na ulicach.

- Przypominam tym, którzy zostali w Ukrainie, by jeśli znajdą jakiś przedmiot, nieważne czy to będzie telefon, zabawka czy batonik, nigdy go nie podnosili, bo to może wybuchnąć. Niestety takie sytuacje zdarzyły się choćby w Mariupolu – opowiada 41-latka.

Podróż do Tarnowa trwała pięć dni

Kiedy wybuchła wojna, dla niej, córek, męża rodziców piwnica stał się ich drugim domem, a zarazem schronieniem przed bombami. Przynieśli do niej zapasy jedzenia, łóżka, książki.

- Non stop słychać było syreny. Rosjanie zbombardowali znajdujące się niedaleko lotnisko i jednostki wojskowe. Było dużo zabitych i rannych. Zniszczone było dosłownie wszystko – opowiada ze łzami w oczach.

Początkowo, jak wszyscy, żyła nadzieją, że wojna szybko się skończy. Niestety, z dnia na dzień było coraz gorzej. W końcu posłuchała rad męża, by zabrała dzieci i uciekła do Polski. - Długo się wahałam, ale dla dobra córek podjęłam taką decyzję. Gdyby nie one, na pewno zostałabym w Ukrainie - mówi mieszkanka Winnicy.

Do Polski przyjechała na początku marca z 9 letnią Darią i 16-letnią Sofiją. Tarnów wybrała nieprzypadkowo. Ma tutaj krewnych, u których zamieszkała z dziećmi. Podróż z Winnicy do Tarnowa Olenie i jej córkom zajęła w sumie pięć dni. Już przed samą granicą czas dłużył się niemiłosiernie. Sznur samochodów do przejścia w Medyce ciągnął się aż czternaście kilometrów, a utkwiły tam w samochodzie czterdzieści osiem godzin.

- Tęsknię za Ukrainą, ale w Tarnowie jesteśmy bezpieczne. Wszyscy Ukraińcy są bardzo wdzięczni, za to jak nas ciepło przyjęliście i tak nam pomagacie. Jesteście naszą drugą rodziną – podkreśla Olena Malechko.

Córki Oleny poszły do tarnowskich szkół. Najstarsza Sofija uczęszcza do I LO, gdzie bardzo szybko zaaklimatyzowała się i złapała dobry kontakt z rówieśnikami.

Lekcje online prosto z Tarnowa

Nauczycielka chętnie prowadzi lekcje swojej klasy z budynku Urzędu Gminy Tarnów. Zaczęło się przez przypadek, kiedy przyszła tutaj, by złożyć wniosek o nadanie numeru PESEL. Nie spodziewała się, że w kolejce spędzi aż cztery godziny, a w międzyczasie musiała poprowadzić zajęcia online z uczniami. Usiadła więc na schodach, połączyła się z klasą i tak się zaczęło.

Chętnie wraca do budynku urzędu, ale lekcje prowadzi także z mieszkania, albo z ulicy czy parku, pod warunkiem, że zasięg internetu jest dobry. Używa laptopa, tabletu, telefonu komórkowego. Często zdarzają nie nieplanowane przerwy, gdy w Winnicy ogłaszany jest alarm bombowy. Wtedy dzieci pozostające na Ukrainie biegną do schronów, a po odwołaniu alarmu wysyłają nauczycielce uspokajające SMS-y i wszyscy wracają do zajęć.

Uczniowie niechętnie mówią o wojnie, Olena poza ostrzeżeniami, też stara się nie drążyć tego tematu.

- Chyba wszyscy potrzebujemy namiastki normalności w tym trudnym czasie. Lubię swoją pracę i chcę zająć dzieci czymś innym, niż wojna. Mnie samej lekcje też pozwalają oderwać myśli od tego, co dzieje się w Ukrainie. Został tam mój mąż i bliscy. Każdego dnia rozmawiamy, ale bardzo się o nich boję - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na bochnia.naszemiasto.pl Nasze Miasto