Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pożar Bochnia: w Bochni od kilku dni ktoś podkłada ogień

Małgorzata Więcek-Cebula
Jan Cygan stracił część słomy, którą składał przez 2 lata
Jan Cygan stracił część słomy, którą składał przez 2 lata Małgorzata Więcek-Cebula
Mieszkańcy ulicy Bujaka, zlokalizowanej na peryferiach Bochni, żyją w strachu. Przez trzy kolejne dni doszło tu do trzech zagadkowych podpaleń. Najpierw paliły się suche trawy, później niezamieszkany budynek, a w końcu stodoła. Jej właściciel stracił słomę składaną przez dwa lata, ale ocalił budynki.

- To szczęście w nieszczęściu, żal tego co zostało zniszczone, ale przynajmniej nadal mamy gdzie mieszkać - mówi Jan Cygan z Bochni.

Strażacy z bocheńskiej komendy, którzy przez trzy dni byli wzywani na ulicę Bujaka, nie mają wątpliwości, że to podpalenia. - Nigdzie tam nie mogło dojść do zwarcia instalacji, nie ma mowy o zaprószeniu ognia, więc metodą wykluczenia przyczyn pożaru doszliśmy do wniosku, że to podpalenia - mówi kpt. Gerard Wydrych, oficer prasowy KP PSP w Bochni.

Przyjętą przez strażaków wersję potwierdziło badanie biegłego, który także nie dopatrzył się naturalnych przyczyn pożaru. Dziś już wiadomo, że ogień w każdym z tych przypadków został podłożony. Nie wiadomo jednak przez kogo.

- To na pewno nie pozwala nam spokojnie spać, wszyscy się tu boimy, nie mamy pewności, że osoba, która już podłożyła ogień, nie zrobi tego następny raz, wybierając kolejny budynek - mówi młoda kobieta. Jej dom sąsiaduje ze stodołą, która paliła się kilka dni temu.

Spokojnie nie śpi także jej właściciel. - W zasadzie od tamtej nocy, nie mamy tu spokoju - mówi mężczyzna. Dom, w którym mieszka, położony jest zaraz obok stodoły. Zajmuje go razem z trojgiem dzieci. Żona zmarła 9 lat temu.

Od tamtej pory musi być dla nich i matką, i ojcem. - Radzimy sobie jakoś - przekonuje. Przy stodole, która się paliła, ma ułożone drewno na opał. - Oj, gdyby ogień tu doszedł, to byłoby po wszystkim - nie ma wątpliwości.
W chwili gdy wybuchł pożar, szedł skosić trawę dla krowy. Na podwórku nie było go może 20 minut. To wystarczyło podpalaczowi.

Ogień podłożył przez niewielki otwór w murowanej ścianie stodoły. I uciekł. - Gdy wróciłem na podwórko, zauważyłem kłęby dymu wydobywające się ze stodoły, córka szybko dzwoniła po straż, która przyjechała w kilka minut - wspomina mężczyzna.

W akcji gaśniczej uczestniczyło w sumie pięć zastępów strażackich. - Trzy z nich przyjechały z komendy powiatowej, dwa to byli ochotnicy z Nowego Wiśnicza oraz Siedlca - mówi kpt. Gerard Wydrych. Straty powstałe w wyniku tego pożaru oszacowano na 20 tysięcy złotych.

Policjanci, którzy w sprawie niewyjaśnionych pożarów prowadzą postępowanie, nie chcą zdradzać jego szczegółów. Nam udało się dowiedzieć, że mają pewne przypuszczenia. - Za wcześnie jednak, by mówić o konkretach, proszę uzbroić się w cierpliwość - radzi Łukasz Ostręga, rzecznik prasowy KPP w Bochni.

Niewykluczone, że efekty pracy bocheńskich stróżów prawa będą znane w ciągu najbliższych dni.
Kilka miesięcy temu policja z Bochni złapała podpalacza, który podłożył ogień pod siedem stodół w gminie Bochnia i Łapanów.


Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z regionu. Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bochnia.naszemiasto.pl Nasze Miasto