Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Profesorowie medycyny przełamują tabu: pora otworzyć nowy rozdział w walce z papierosami

.
Najwyższy czas rozpocząć w Polsce poważną dyskusję o włączeniu strategii redukcji szkód do walki z paleniem papierosów. Stosowane dotąd metody tracą swoją skuteczność, a same zakazy i perswazje przestają wystarczać. „Musimy przełamać impas i przełamać tabu” - apelują zgodnie prof. Andrzej Matyja z Collegium Medicum UJ i prof. Katarzyna Koziak z Warszawskiej Szkoły Medycznej. 17 listopada przypada Światowy Dzień Rzucania Palenia.

Resortowy paradoks: Ministerstwo Finansów jedną ustawą zrobiło więcej dobrego w walce z papierosami niż Ministerstwo Zdrowia w ostatnich latach

Szacunkowo polski budżet na paleniu papierosów traci mniej więcej dwa razy tyle, ile zyskuje z tytułu akcyzy na papierosy. To powód do zmartwień i Ministerstwa Finansów, i Ministerstwa Zdrowia. Bo straty spowodowane paleniem papierosów sięgają u nas ponad 40 miliardów zł rocznie. A wpływy z akcyzy w ub. roku sięgnęły nieco ponad 23 miliardów zł, a więc tych strat nie równoważą.

Dlatego sprawy w swoje ręce wzięło niejako Ministerstwo Finansów. Wspólnie z branżą tytoniową – choć przy dużym oporze z jej strony – rozplanowało podwyżki akcyzy na wyroby tytoniowe aż do 2027 roku, podnosząc też minimalne opodatkowanie papierosów akcyzą. Wyższa cena paczki – resort szacował wzrost o ok. 30 groszy, ale w praktyce okazał się on nieznacznie wyższy – miała zwiększyć wpływy budżetowe i zmniejszyć konsumpcję. To pierwsze się udało. To drugie – już nie.

Za sprawą wspomnianej mapy akcyzowej, wpływy fiksusa z papierosowej akcyzy w tym roku mogą być rekordowe. Na koniec roku do budżetu może szacunkowo trafić nawet ponad 26 miliardów zł, czyli o ponad 3 miliardy więcej, niż w ub. roku. Statystki Ministerstwa Finansów z trzech kwartałów tego roku pokazują bowiem, że wpływy budżetowe z akcyzy na papierosy wzrosły w tym okresie o 2,23 miliarda zł, czyli o ok. 11%. Jest jednak druga strona medalu – sprzedaż papierosów w tym czasie też wzrosła – o około 9 proc. w porównaniu z tym samym okresem w roku ubiegłym. Palacze wypalili więc o około 171 milionów paczek papierosów (3,42 miliarda sztuk) więcej niż w analogicznym okresie ub. roku.

Polacy już od 7 lat palą rok do roku coraz więcej papierosów

Mamy szansę, przekonywali eksperci podczas tegorocznego Forum w Krynicy, ograniczyć i zmniejszyć tragiczne skutki palenia papierosów dla zdrowia społeczeństwa i straty dla gospodarki narodowej, kierując większe nakłady na profilaktykę, edukację i rozszerzanie katalogu narzędzi służących walce z papierosami o tzw. programy ograniczania ryzyk zdrowotnych. Obecnie takie programy działają w przypadku akoholu i narkotyków. Tymczasem najgroźniejsza dla zdrowia i masowo dostępna używka, jaka są papierosy, jest dzisiaj poza zakresem ich obowiązywania.

- Strategia redukcji szkód stosowana jest w wielu obszarach życia. Weźmy ograniczenie prędkości, albo obowiązek zakładania kasku na motorze. Podobnie jest w medycynie, w której obok medycyny naprawczej funkcjonuje także profilaktyka oraz właśnie redukcja szkód. Nie wszystko da się wyleczyć i wtedy skupiamy się na ograniczeniu oddziaływania czynników szkodliwych - tłumaczy prof. dr hab. med. Andrzej Matyja, były wieloletni prezes Naczelnej Izby Lekarskiej, kierownik II Katedry Chirurgii Ogólnej CM UJ, Kierownik Oddziału Klinicznego Chirurgii Ogólnej, Onkologicznej, Metabolicznej i Stanów Nagłych Szpitala Uniwersyteckiego.

Zwraca uwagę, że strategię redukcji szkód stosuje się od wielu lat z powodzeniem w leczeniu innych nałogów: alkoholizmu i narkomanii. Zajmuje się tym mnóstwo ośrodków. Tymczasem poradnie antynikotynowe w Polsce można policzyć na palcach jednej ręki. Choćby z uwagi na niedostatecznie rozwiniętą profilaktykę antynikotynową, jeden z najgorszych w UE odsetków palaczy rzucających papierosy, wzrostowy trend konsumpcji papierosów w ostatnich kilku latach czy skrajnie wysoki udział palenia jako czynnika ryzyka dla życia i zdrowia. W podobnym impasie znajduje się dzisiaj wiele innych państw. Dlatego część z nich modyfikuje swoje strategie walki z tym nałogiem i wdraża redukcję szkód. W innych toczy się na ten temat ożywiona dyskusja.

Prof. Andrzej Matyja i prof. Katarzyna Koziak zgodnie podkreślają, że przyjęcie strategii redukcji szkód, jako dodatkowego w stosunku do już istniejących narzędzi w walce z paleniem papierosów, pozwoliłoby wykonać milowy krok w kierunku Polski wolnej od papierosów, zmniejszając też ciężar zdrowotny tego nałogu dla systemu opieki zdrowotnej.

Papierosy dominują w czarnych statystykach ministerstwa zdrowia: zgodnie z mapami analiz zdrowotynch są dzisiaj wrogiem numer jeden zdrowia publicznego w Polsce. Są główną przyczyną skrócenia oczekiwanej długości życia wśród Polek i Polaków. Tymczasem od 7 lat jako społeczeństwo palimy coraz więcej. Ten rok może być pod tym względem najgorszy od niemal dekady. Ministerstwo Zdrowia przyznaje, że widzi problem, ale pomysłu na jego rozwiązanie nie ma.

Dlaczego w takim razie, skoro mamy jako kraj szereg argumentów raczej za redukcją szkód, niż przeciwko niej, nikt takiej strategii u nas nie realizuje?

- Wynika to z uprzedzeń, złych doświadczeń z produktami firm tytoniowych w przeszlości oraz braku wiedzy na temat aktualnych badań w tym obszarze - uważa prof. Andrzej Matyja.

Podkreśla, że w walce z nałogiem papierosowym doszliśmy do ściany: pomimo restrykcji, ostrzeżeń, perswazji oraz ustawicznego (choć niestety, tylko symbolicznego) wzrostu cen papierosów, liczba palących utrzymuje się w Polsce na stałym i wysokim poziomie – pali prawie 8 milionów z nas. Niepokoi też fakt, że coraz częściej po papierosy sięgają dzieci, kuszone niską ceną tej używki.

Niewygodna prawda o paleniu

Katarzyna Koziak, profesor nauk o zdrowiu w Warszawskiej Szkole Medycznej, zwraca uwagę na nadal dość powszechny wśród osób palących, ale też – co może nieco zaskakiwać – wśród lekarzy mit, że to nikotyna zabija palaczy. Jej zdaniem trzeba rozdzielić uzależnienie od nikotyny od palenia papierosów i wdychania ich dymu.

- Od niedawna coraz głośniej mówi się o tym, że palacze uzależniają się od nikotyny, ale umierają od szkodliwych, także rakotwórczych, substancji zawartych w dymie tytoniowym. Dowodzą tego coraz liczniejsze badania. Logika podpowiada, że możemy zredukować szkodliwość tego nałogu zapewniając niepoprawnemu amatorowi używek odpowiednią dawkę nikotyny, ale bez dymu - mówi prof. Katarzyna Koziak.

Zwraca też uwagę na potrzebę dalszego badania produktów dostarczających palaczowi nikotynę bez dymu, które oceniałyby szkodliwość takich wyrobów w stosunku do szkodliwości spowodowanej paleniem papierosów. Podkreśla, że do prowadzenia takich badań Parlament Europejski wezwał w tym roku Komisję Europejską. Zauważa też, że sama nikotyna jest przecież dostępna dla palaczy pod postacią produktów z zakresu tzw. nikotynowej terapii zastępczej. Można ją kupić w aptekach i traktowana jest jako bezpieczna metoda uśmierzania tzw. głodu nikotynowego. W jej ocenie sięganie po preparaty nikotynozastępcze jest niczym innym, jak działaniem z obszaru redukcji szkód.

Prof. Koziak wyjaśnia, że wyniki niezależnych od przemysłu badań, prowadzonych m.in. przez instytucje rządowe w Niemczech, Holandii, USA, ale także ośrodki akademickie w Polsce, pokazały, że bezdymne produkty z nikotyną emitują znacznie mniej szkodliwych dla zdrowia substancji niż papierosy. W zależności od przyjętej metodologii badawczej, ograniczenie emisji takich związków przekracza średnio 90%, a wiele tych obecnych w papierosowym dymie w produktach bezdymnych nie występowało w ogóle.

- Dlaczego o tym nie mówimy? - pyta retorycznie prof. Koziak. Podkreśla jednak, że potrzeba kolejnych badań, mierzących również długofalowe skutki korzystania z takich wyrobów. W jej ocenie w interesie zdrowia publicznego jest torowanie drogi badaniom naukowym dla alternatyw do papierosów. Jeśli bowiem oczekujemy jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy bezdymne produkty z nikotyną szkodzą palaczowi mniej, czy bardziej niż papierosy, to nie obejdziemy się tutaj bez nauki, a więc i bez badań.

Prof. Koziak zastrzega jednak, że nikotyna - która uzależnia bardziej niż heroina - też jest szkodliwa, ale duży odsetek palaczy (od 20 do 30 procent) nie chce lub nie jest w stanie bez niej funkcjonować. To dlatego sięgają w pierwszym od ruchu po papierosy. Co gorsza, wdychanie papierosowego dymu może dodatkowo wzmacniać u palaczy uzależniające oddziaływanie nikotyny. Niektóre ze składników powstających podczas spalania tytoniu mogą bowiem powodować silniejszą absorbcję nikotyny do organizmu, a co za tym idzie – zwiększać siłę samego uzależnienia. Zaproponowanie niektórym palaczom nikotyny w formie alternatywnej do papierosa, czyli obywającej się spalania tytoniu i bez konieczności wdychania dymu, może być często jedynym i najskuteczniejszym sposobem na ograniczenie skutków zdrowotnych zarówno u samych palaczy, jak i w ich otoczeniu. Na tym właśnie polega redukcja szkód.

Wszystko szkodzi, ale nie wszystko tak samo

Profesor Katarzyna Koziak zwraca uwagę, że coraz więcej ośrodków badawczych i urzędów zdrowotnych stoi na stanowisku, że każdy wyrób z nikotyną szkodzi zdrowiu palaczy, to trzeba dostrzegać też stopień wyrządzanej przez nie szkody. Prof. Koziak przedstawiała dane naukowe z badań amerykańskich, które wskazują na to, że toksyczność produktów z nikotyną, które nie spalają tytoniu, jest znacznie niższa od tej, które tytoń spalają. Jej zdaniem powinniśmy brać to pod uwagę przy tworzeniu publicznych strategii walki z paleniem. Na takim założeniu opiera się choćby strategia publicznej służby zdrowia w Wielkiej Brytanii czy – patrząc bliżej – w Czechach.

- Osobiście jestem zwolenniczką strategii redukcji szkód opartej właśnie na wiarygodnych badaniach, zlecanych np. przez Ministerstwo Zdrowia. Takie stanowisko zaprezentowali zresztą w zeszłym roku naukowcy ze Stanfordu, postulując uznanie papierosów za absolutnie najgorszy sposób dostarczania nikotyny i przywołując wyniki badań klinicznych, wedle których każda inna forma dostarczania nikotyny jest mniej szkodliwa od palenia klasycznych papierosów - mówi prof. Katarzyna Koziak.

Zastrzega, że skuteczność nikotynowej terapii zastępczej z użyciem takich źródeł nikotyny, jak gumy do żucia czy plastry, jest dość nikła z powodów przede wszystkim fizjologicznych: nikotyna uwolniona z dymu tytoniowego trafia do krążenia palacza błyskawicznie, natomiast podana w postaci np. gumy do żucia uwalnia się znacznie wolniej. Równocześnie palenie wiąże się z uzależnieniem emocjonalnym, przywiązaniem do określonych rytuałów. Ani gumy, ani plastry tego nie zapewnią. Natomiast produkty alternatywne do papierosów – już tak. To również powinno się brać pod uwagę. Prof. Andrzej Matyja zauważa, że – jeśli spojrzymy na system opieki zdrowotnej całościowo – to postulowane tutaj podejście zwyczajnie się „opłaci”. I to dosłownie we wszystkich obszarach:

  • zdrowotnym - bo redukcja szkód oznacza ograniczenie negatywnych skutków papierosowego nałogu w skali indywidualnego pacjenta oraz całej populacji palaczy;
  • społecznym - bo dym papierosowy szkodzi nie tylko palącym, ale wszystkim wokół nich;
  • gospodarczym - bo choroby i zgony spowodowane paleniem papierosów generują miliardowe straty w firmach;
  • finansowym (kosztów systemu opieki zdrowotnej) - bo ograniczenie negatywnych skutków zdrowotnych jest równoznaczne z redukcją nakładów na leczenie chorób ściśle związanych z papierosami.

Pora otworzyć nowy rozdział w walce z paleniem?

Zdaniem profesora Matyi, polityka antynikotynowa winna obejmować profilaktykę oraz liczne zachęty do porzucenia nałogu, w tym te oparte na redukcji szkód. W realizacji tej strategii powinni aktywnie uczestniczyć lekarze. Wymaga to z jednej strony odpowiednich rozwiązań prawnych, a z drugiej – szeroko zakrojonej akcji informacyjnej i edukacji. Równocześnie, jak podkreśla profesor, muszą być prowadzone wiarygodne badania.

- W żadnym razie nie możemy dopuścić do tego, by w ramach strategii redukcji szkód rynek zalały produkty nieprzebadane, niepewne, potencjalnie bardzo szkodliwe. Wiele wątpliwości dotyczy np. e-papierosów, a ściślej – stosowanych w nich liquidów i różnych dodatków do nich, wśród których pojawiły się m.in. śmiertelnie groźne dopalacze – wyjaśnia były prezes NIL.

I dodaje: - Wiemy już, że nie jesteśmy w stanie wszystkich namówić do porzucenia nałogu. Wiemy też z doświadczenia, że nigdzie nie da się wyegzekwować 100-procentowego zakazu. Pamiętamy, do czego doprowadziła w USA prohibicja. Moim etycznym obowiązkiem jako lekarza jest więc wskazanie komuś, kto nie jest w stanie rzucić papierosów, mniej szkodliwą - a w pełni sprawdzoną - alternatywę - kwituje prof. Andrzej Matyja.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Profesorowie medycyny przełamują tabu: pora otworzyć nowy rozdział w walce z papierosami - Gazeta Krakowska

Wróć na bochnia.naszemiasto.pl Nasze Miasto