Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Siekierczyna. Ogień pozbawił ich dachu nad głową w jednej chwili

Robert Gąsiorek
Ireneusz, Henryk oraz Ryszard Kiełbasa są załamani. Ogień strawił cały rodzinny dobytek. W domu spłonęły nawet ich dwa psy
Ireneusz, Henryk oraz Ryszard Kiełbasa są załamani. Ogień strawił cały rodzinny dobytek. W domu spłonęły nawet ich dwa psy Robert Gąsiorek
Czteroosobowa rodzina dziękuje Opatrzności, że jeszcze nie spała, kiedy rozszalał się ogień. Gwałtownego pożaru nie zdołało opanować 50 strażaków biorących udział w akcji gaśniczej.

Trzem dorosłym mężczyznom trudno opanować emocje, gdy wracają w miejsce, w którym jeszcze kilka dni temu stał ich dom. Nie zabierają tam matki, wolą jej oszczędzić koszmaru.

- Cały czas mam przed oczami płomienie. Wciąż nie mogę dojść do siebie po tym, co się tu wydarzyło - 38-letni Henryk Kiełbasa bezradnie spogląda na zgliszcza budynku. W ostatni czwartek wieczorem pan Henryk z braćmi: 42 -letnim Ireneuszem i 50-letnim Ryszardem oraz 70-letnią matką Heleną oglądali telewizor. Gdy wyłączyli odbiornik, usłyszeli dziwne odgłosy dochodzące ze strychu.

- To brzmiało jak trzaski. Poszedłem zobaczyć co się stało. Gdy otworzyłem właz na strych, zobaczyłem płomienie. Na górze wszystko się paliło - opowiada pan Ireneusz.

Domownicy natychmiast salwowali się ucieczką z drewnianego domu. Wezwali straż pożarną. Trzej bracia jeszcze przed ich przybyciem próbowali wracać do środka, żeby cokolwiek uratować z palącego się budynku. - Ogień jednak bardzo szybko obejmował cały dom - mówi Henryk Kiełbasa.

Żywioł zabrał im cały dobytek. Od ubrań i skromnego wyposażenia, po dokumenty, a także lekarstwa, które zażywała schorowana 70-latka. Zwęgliły się wszelkie oszczędności.

- W trakcie pożaru nasze przerażone dwa pieski wbiegły do domu i niestety nie udało im się już wymknąć z płonącej pułapki - kręci głową pan Henryk.

Budynek rodziny z Siekierczyny znajdował się na skraju wsi. Strażacy mieli do niego utrudniony dojazd, ponieważ prowadziła doń jedynie grząska, leśna ścieżka.

- Dodatkowo mieliśmy problem z wodą. Dowożono ją z oddalonego o 3 km potoku. Ściągaliśmy na pomoc także cysternę z wodą z Tarnowa - mówi st. asp. Piotr Janicki z PSP Tarnów.

Mimo pięciogodzinnej walki 50 strażaków z Tarnowa, Ciężko- wic, Jastrzębi, Zborowic, Bruś- nika i Falkowej, budynku nie udało się ocalić.

Helena Kiełbasa i jej synowie są teraz bez dachu nad głową. Tymczasowe schronienie znaleźli w pobliskiej Jastrzębi.

- Mieszkamy u siostry, która z mężem wychowuje pięcioro dzieci. Nie chcemy być dla nich dodatkowym ciężarem i jak najszybciej chcielibyśmy wrócić na swoje - mówi pan Henryk.

Marzenia o nowym domu niezwykle trudno będzie im zrealizować o własnych siłach. Pani Helena żyje ze skromnej renty. Synowie Henryk i Ireneusz odczuwają wciąż skutki wypadku, którego doznali kilka lat temu na budowie we Francji.

- Dźwig zepchnął nas z dachu, z wysokości 12 metrów. Ja miałem złamaną miednicę i krwiaka w głowie. Brat doznał urazu kręgosłupa. Ledwo uszliśmy z życiem. Do dziś jesteśmy poskręcani śrubami - opowiada Ireneusz Kiełbasa. Trzeci z braci, Ryszard, też jest bez pracy. Pomoc pogorzelcom zapewniają urzędnicy z gminy Ciężkowice - przekażą ubrania, środki higieniczne, drobny zasiłek. - Nie zostawimy tej rodziny samej - deklaruje Zbigniew Jurkiewicz, burmistrz Ciężkowic.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie przyjechał do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bochnia.naszemiasto.pl Nasze Miasto