Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szarwark. Serce Marcina zatrzymywało się dziesięć razy. Przez głupią grypę

Tomasz Rabjasz
Józefa Morawiec, mama Marcina, mocno wierzy w to, że jej syn za jakiś czas wyzdrowieje i wszystko będzie wyglądało jak dawniej
Józefa Morawiec, mama Marcina, mocno wierzy w to, że jej syn za jakiś czas wyzdrowieje i wszystko będzie wyglądało jak dawniej archiwum rodzinne
Lekarzom cudem udało się wyrwać umierającego mężczyznę z objęć śmierci A 29-latek pozostaje jednak w śpiączce. Rehabilitacja i leczenie kosztują krocie.

Bliscy Marcina Morawca z trudem mówią o chwilach, kiedy ich syn był w stanie agonalnym. Gdy jego serce zatrzymało się po raz pierwszy, reanimacji podjął się ojciec. Matka w tym czasie dzwoniła po karetkę. Dopiero wyposażonym w defibrylator ratownikom udało się, po kilkunastu minutach walki, przywrócić pracę serca Marcina. Pacjent trafił do szpitala w Dąbrowie Tarnowskiej, a następnie w Tarnowie. W ciągu kilkunastu godzin dziesięć razy umierał i tyle samo razy przywracano go do życia. - Był to dla nas straszny szok. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje - wspomina Angelika Morawiec, szwagierka mężczyzny. Nie wiadomo czy Marcin wróci jeszcze do dawnej sprawności.

Wyleczę się w kraju

Rodzinna tragedia miała swój początek w zwykłej grypie. Przypadek Marcina dowodzi, że ta infekcja potrafi siać spustoszenie nawet w silnym organizmie. 29-letni Marcin Morawiec z Szarwarku pod Dąbrową Tarnowską zarabiał na życie w Niemczech. Był ślusarzem oraz spawaczem. To tam pewnego dnia gorzej się poczuł. Ponieważ infekcja nie ustępowała, po kilku dniach postanowił, że pójdzie do lekarza.

Medyk stwierdził, że to „tylko” grypa. Przepisał Marcinowi kilka leków i kazał się oszczędzać. Chłopak zdecydował, że pojedzie do Polski, aby spotkać się ze swoimi bliskimi, za którymi bardzo się stęsknił, tam też wypocznie i zregeneruje nadwątlone siły.

Wracał busem wraz z kolegami z pracy, którzy również wybierali się na krótki urlop. Na granicy Marcin zemdlał. Szybko jednak ocknął się, wstał i uspokajał swoich znajomych, że tylko się potknął i przewrócił. Kiedy dotarli do Tarnowa, przesiedli się z busa do samochodu, którym mieli dojechać do rodzinnej miejscowości Marcina.

Nie okazać słabości

Po drodze mężczyzna ponownie na chwilę stracił przytomność. Znajomi chcieli go zawieźć do szpitala, ten jednak kategorycznie odmówił i prosił, aby zawieźli go do domu.

- Zawsze taki był. Wolał zacisnąć zęby, niż przyznać, że źle się czuję. Tak, jakby w ten sposób chciał udowodnić całemu światu, jaki jest twardy - mówi Angelika Morawiec. Kiedy wszedł do domu, był cały rozpalony i dotykał się po klatce piersiowej. Rodzice chcieli zadzwonić po pogotowie. Syn jednak odmówił i powiedział, że jeżeli choroba nie przejdzie w ciągu kilku dni, wtedy na pewno uda się do lekarza.

To, co stało się zaledwie dwie godziny później, wywróciło życie rodziny z Szarwarku do góry nogami. Marcin nagle upadł na ziemię, a jego serce przestało bić. Potem karetka, jeden szpital, następny i seria dziesięciu zatrzymań krążenia.

Lekarze wprowadzili pacjenta w stan śpiączki farmakologicznej. Jego serce było wydolne zaledwie w 10 procentach. Nie dawano mu wielkich szans na przeżycie. Po konsultacjach przeprowadzonych m.in. w jednym z krakowskich szpitali uznano, że jedynym ratunkiem dla chorego jest przeszczep serca. Po kilku dniach, ku zaskoczeniu wszystkich okazało się, że serce Marcina Morawca zaczyna się powoli regenerować. Długotrwałe niedotlenienie doprowadziło jednak do poważnego obrzęku mózgu. Próby wybudzenia ze śpiączki farmakologicznej nie przyniosły rezultatu.

Wciąż nieobecny

Marcin, chociaż lekko kręci głową, rusza gałkami ocznymi oraz przebiera nogami, jest nieobecny. - Lekarze nie mogą jednoznacznie stwierdzić, czy jest to stan śpiączki, czy stan wegetatywny - martwi się Angelika Morawiec.

Wstrząśnięci rodzice i przyjaciele wierzą jednak, że Marcin wyzdrowieje. Od jakiegoś czasu przebywa w rodzinnym domu. Regularnie otrzymuje leki na pobudzenie pracy mózgu. Przechodzi również rehabilitację, która każdego dnia trwa trzy godziny. Spędził także kilka tygodni na specjalnych ćwiczeniach w Krakowie, które dawały optymistyczne efekty. Niestety są one bardzo kosztowne i rodziny w tej chwili nie stać na ich opłacenie. Koszt rehabilitacji w Krakowie to ok. 25 tys. zł miesięcznie. Rehabilitacja w domu jest nieco tańsza, ale to i tak wydatki liczone w tysiącach złotych.

- Nie poddajemy się, ponieważ jesteśmy przekonani, że kiedyś musi nastąpić przełom - wzdycha szwagierka Marcina.

Liczą na pomoc i modlitwę

17 września w Szarwarku, rodzinnej miejscowości Marcina, ma odbyć się festyn charytatywny, podczas którego będą zbierane pieniądze na dalsze leczenie oraz rehabilitację młodego mężczyzny.

Można również wpłacać pieniądze na specjalne konto. Liczy się każda pomoc: Fundacja “VOTUM” Organizacja Pożytku Publicznego, nr konta: 32 1500 1067 1210 6008 3182 0000 z dopiskiem „dla Marcina Morawiec”.

Rodzice pozostającego w śpiączce mężczyzny proszą nie tylko o datki, ale również o modlitwę o zdrowie dla syna, którego życie dosłownie z dnia na dzień legło w gruzach.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tarnow.naszemiasto.pl Nasze Miasto