Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tarnow. Kłęby dymu spowiły szpital

Paweł Chwał
PSP Tarnów
141 osób, w tym ponad 50 małych pacjentów, ewakuowano w nocy z wtorku na środę z oddziałów dziecięcych w Szpitalu im. św. Łukasza w Tarnowie. Wszystko przez duszący dym, który przedostawał się na górne kondygnacje budynku z rozdzielni prądu w piwnicach.

Tarnów. Nocna ewakuacja małych pacjentów ze szpitala św. Łukasza

Godz. 0.51. Swąd spalenizny jako pierwsi poczuli pacjenci i pielęgniarki, przebywający na oddziale neurologii. Mieści się on na parterze, bezpośrednio nad rozdzielnią prądu dla tej części szpitala. Do piwnicy, skąd wydostawał się dym, sprowadzono dyżurnego elektryka, włączono system alarmowy, oddymianie i natychmiast wezwano straż pożarną. Na sygnale popędziło tam w sumie osiem zastępów PSP z obu tarnowskich jednostek, przy ul. Klikowskiej i Błonie.

- Wydobywający się z piwnicy dym, błyskawicznie przedostawał się do górnych kondygnacji przez szyb windy i obejmował kolejne pomieszczenia. Miejscami stężenie tlenku węgla sięgało 70 jednostek, czyli dwukrotnie przekraczało dopuszczalne normy. Ze względu na to, że bezpośrednio narażone na jego działanie były dzieci, podjęta została decyzja o ich ewakuacji na inne oddziały szpitala - relacjonuje Paweł Mazurek, rzecznik prasowy tarnowskiej PSP.

Przenieść trzeba było 39 pacjentów z oddziału dziecięcego oraz 14 z chirurgii dziecięcej. Trafili m.in. na ortopedię, rehabilitację, oddział wewnętrzny i SOR. Razem z nimi ewakuowano rodziców, którzy towarzyszyli dzieciom przy szpitalnych łóżkach oraz personel medyczny.

- Przysypiałam już, kiedy przyszła pielęgniarka i powiedziała, że mamy przejść na inną salę. Zdziwiłam się, że w środku nocy każą nam się zbierać. Dopiero na korytarzu dowiedziałam się, co jest tego powodem - opowiada Aneta Żądło z Dobrkowa k. Pilzna, mama 5-letniego Damiana, który do szpitala trafił z zapaleniem płuc. Mali pacjenci i ich rodzice, którzy przebywali na III piętrze, musieli zejść po schodach, ponieważ windy nie działały. - Wszystko odbyło się błyskawicznie i bez paniki - dodaje jednak kobieta.

17-letnia Edyta Myszor z Zakliczyna dopiero rano powiedziała mamie o tym, że niespodziewanie przeniesiono ją do innej części szpitala. Nie chciała jej niepokoić w nocy. - Nie działo się nic złego, więc uznałam, że nie ma potrzeby jej budzić - mówi. Przyznaje jednak, że dym, który dostawał się do jej sali, był nie tylko wyczuwalny, ale też widoczny. - Z każdą chwilą było go coraz więcej i stawał się coraz gęstszy - przyznaje.

Wstępne ustalenia strażaków wskazują na to, że powodem nocnego alarmu było zwarcie akumulatorów awaryjnego zasilania. - Baterie miały przegląd w lutym. Nie wykazał on żadnych nieprawidłowości w ich działaniu. Sprawdza je teraz firma serwisująca urządzenia - wyjaśnia Damian Mika, rzecznik prasowy Szpitala im. św. Łukasza.

Po dokładnym przewietrzeniu oddziałów i umyciu znajdujących się w nich łóżek, wczoraj w południe powrócili na nie pierwsi pacjenci.

Postępowanie w sprawie wczorajszego zdarzenia wszczęła policja, pod nadzorem prokuratury. Dotyczy ono ewentualnego sprowadzenia niebezpieczeństwa, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bochnia.naszemiasto.pl Nasze Miasto