Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

To cud, że Marcin przeżył

red.
Od czterech miesięcy Marcin przebywa w Krakowskim szpitalu
Od czterech miesięcy Marcin przebywa w Krakowskim szpitalu fot. archiwum rodziny
27-letni mieszkaniec Sobolowa miał wypadek, czeka go długa rehabilitacja.

To był zwyczajny kwietniowy piątek. 27-letni Marcin Trybuła wrócił tego dnia wcześniej z pracy. Jadę przejechać się motorem - powiedział do siostry. Poprosił ją jeszcze, by wyprała i wyprasowała mu białą koszulę. W sobotę wybierał się na wesele do kuzyna.

Elżbieta Kołodziej, starsza siostra Marcina, dobrze pamięta ten moment. Widzi Marcina stojącego w drzwiach i słyszy dobiegający z podwórka odgłos odjeżdżającego motoru. Pamięta też telefon, jaki odebrała kilkanaście minut później z informacją, że ktoś na zielonym motorze rozbił się koło kościoła.

Ten motor, piękny, duży zielony Marcin sobie wymarzył. Pracował w Holandii. Odkładał grosz do grosza. Najpierw kupił samochód, a później motor. Ludzie we wsi żartowali, że jeszcze nie umie na nim jeździć. Bo jeździł wolno, ostrożnie, rozważnie. Upominał każdego, kto na niego wsiadał, by nie szarżował, bo nie wolno, bo szkoda ryzykować - wspomina Elżbieta Kołodziej.

W ten piątek 26 kwietnia także nie jechał szybko. Nie wiadomo, co się stało, że zjechał z drogi i uderzył w betonowy krawężnik. Nieprzytomnego mężczyznę do jednego z krakowskich szpitali zabrał śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Przez pierwsze tygodnie był w śpiączce, później przeszedł skomplikowaną operację kręgosłupa. Lekarze starali się poskładać to, co zupełnie rozwaliło się podczas wypadku.

Udało się, choć od razu nas uprzedzono, że Marcin nie będzie już nigdy chodził - mówi jego siostra. Po operacji okazało się jeszcze, że Marcin ma skomplikowane zapalenie płuc. Ciężko było je wyleczyć.
Dziś cztery miesiące od wypadku Marcin nadal leży. Nie mówi (ciągle ma jeszcze założoną rurkę tracheotomiczną), niechętnie komunikuje się z rodziną Przez cały czas dyżurują przy nim lekarze, także psycholog.
Jest podłamany tym, co się stało, musi to wszystko poukładać sobie w głowie i pogodzić się z rzeczywistością - mówi jego siostra, dla której fakt, że jej młodszy brat przeżył ten wypadek, jest największym darem. - Wszyscy nam powtarzali, że to cud - dodaje.
Rodzina chce go przenieść do Bochni. Codzienne wyjazdy do Krakowa pochłaniają sporo czasu, nie mówiąc już o funduszach.

Marcin do tej pory mieszkał w jednym domu razem z siostrą i jej rodziną oraz trzema braćmi. Półtora roku temu umarła im mama. Szesnaście lat wcześniej ojciec. Teraz do tego doszedł jeszcze wypadek. Rodzina Marcina wierzy, że kiedyś wróci do domu. Będzie takim jak dawniej dobrym, pogodnym i chętnie pomagającym innym. Marcin nigdy nikomu nie odmawiał, gdy trzeba było, to podwiózł, wsparł i pomógł.

Gdy widział w telewizji program o tym, że ktoś potrzebuje pomocy, wysyłał SMS-y. Teraz jemu trzeba pomóc. Psycholog współpracujący z rodziną radzi, by odwiedzało go jak najwięcej osób: przyjaciół, kolegów znajomych. Tego teraz potrzebuje. Potrzebna mu jest także pomoc materialna.

W minioną niedzielę kwestę pod kościołem w Sobolowie zorganizowała Beata Drużkowska, bochnianka, która nieraz pokazała, że potrafi bezinteresownie wspierać innych. Dzięki pomocy ks. Stanisława Jachyma, który zezwolił na tę zbiórkę i zaangażował do pomocy lektorów, do puszek trafiło blisko 9 tysięcy złotych.
Ludzie chętnie przyłączali się do tej akcji. Do puszek wrzucali po 50, 100 złotych, a nawet więcej - mówi organizatorka kwesty.

Pieniądze, które zgromadzono, pozwolą opłacić najpilniejsze potrzeby medyczne. Kiedyś jednak się skończą.
Trzeba będzie pomyśleć o wózku, zajęciach rehabilitacyjnych, pomocy tej rodzinie - mówi ks. proboszcz, podkreślając, że jego parafianie to dobrzy ludzie i gdy komuś dzieje się krzywda, zawsze pomogą. Faktycznie tak jest. Zaraz po wypadku znajomi Marcina oddali dla niego krew.

Najbliżsi przyjaciele przekazali zebrane między sobą pieniądze. Odbył się także mecz w Tarnawie zagrany z myślą o Marcinie, podczas którego zbierano fundusze. Rodzina Marcina chciałaby, aby został on objęty pomocą fundacji wspierającej osoby poszkodowane podczas wypadków. Potrzebujemy takiej pomocy, bo tak naprawdę wszystko to, co się teraz dzieje, to dla nas nowość - mówi Elżbieta Kołodziej.
W pomoc rodzinie chce się zaangażować wójt Łapanowa Jan Kulig. Zrobię wszystko, co tylko będę mógł, na pewno obejmiemy pomocą tę rodzinę - przekonuje. Na początek samorządowiec obiecał przekazać sto albumów o Januszu Kuligu. Dochód z ich sprzedaży zasili konto Marcina.

Autor: Małgorzata Więcek- Cebula

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bochnia.naszemiasto.pl Nasze Miasto