Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Powiat bocheński: jak powiedzieć synowi dlaczego taty nie ma?

Małgorzata Więcek-Cebula
To jedno z wielu rodzinnych zdjęć
To jedno z wielu rodzinnych zdjęć Archiwum rodziny
Pamięta to dobrze. Był gorący, wrześniowy dzień. Wrócili właśnie z pogrzebu babci. Grzegorz wysiadł z samochodu. - Idę zapalić, zaraz wracam - powiedział do żony. I zniknął za zakrętem. Wtedy widziała go po raz ostatni. Grzegorz Satała, 29-letni mieszkaniec wsi Trawniki w gminie Drwinia, zaginął 3 września. Od tamtej pory szuka go policja, rodzina i przyjaciele. Jak dotąd, bez skutku.

Nie miał problemów. Ani zdrowotnych, ani emocjonalnych, ani rodzinnych. Dlatego jego zniknięcie jest takie zagadkowe. Tego dnia rodzina widziała go po raz ostatni. Zachowywał się zwyczajnie. Jak zawsze. Wyszedł z domu ubrany w koszulkę polo i jasne dżinsy. Zostawił wszystkie dokumenty, paszport, kluczyki do samochodu i telefon komórkowy.
- Nawet nie pomyślałam, że coś mogłoby mu się przytrafić - mówi Joanna.

To był zwyczajny dzień. Może trochę smutny, bo pochowaliśmy babcię.
- Po pogrzebie odwiedziła nas rodzina. Grzegorza nie było jeszcze w domu. Wyszłam, żeby go zawołać, niestety, nie znalazłam go - wspomina.
Nie było go także w domu u szwagierki, która mieszka w pobliżu. Wtedy po raz pierwszy pojawił się niepokój. Jeszcze tego samego dnia rodzina powiadomiła policję, strażaków, przyjaciół i znajomych. Szukali go w całej wiosce. Obawiano się że mógł dojść do Wisły. Być może stanął nad jej brzegiem, ziemia się obsunęła i wpadł.

- W akcji wzięły udział przeszkolone psy, wyczuły trop przy bramie wjazdowej do naszego domu, doprowadziły policję jednak tylko do środka dużej łąki w pobliżu. I stanęły - mówi żona Grzegorza.
To częściowo uspokoiło rodzinę. Jednak nie wyjaśniło tajemniczego zniknięcia. Pierwsza noc była koszmarem. Nerwy, płacz i bezradność. Przez kolejne dni młodego człowieka szukali wszyscy. Ludzie chętnie włączali się do akcji. Grzegorz był lubiany. Sympatyczny, wesoły i uczynny. Wszystko potrafił zrobić, taka "złota rączka". Z czasem akcję poszerzono o kolejne wioski. Także o Hebdów - w sąsiednim powiecie, z którego Grzegorz pochodzi, i w którym jeszcze do niedawna mieszkał z żoną i dziećmi.

- Nie gasiliśmy światła w domu, drzwi nie zamykaliśmy na klucz, licząc, że wróci - mówi Janina Podsiadło, teściowa Grzegorza.
Rodzina przygotowała setki plakatów, na których umieścila zdjęcie Grzegorza i numer telefonu kontaktowego. Kilka dni później zadzwonił młody człowiek.
- Twierdził, że ma Grzegorza i żąda okupu, groził, że jeżeli nie dostanie pieniędzy, zabije go - mówi Joanna.
Rodzina natychmiast powiadomiła policję. A tej błyskawicznie udało się namierzyć autora pogróżek. Okazał się nim młody chłopak, dzwonił pijany, dla żartu.
Były jednak też inne telefony.

- Ludzie mówili, że widzieli Grzegorza w okolicach bocheńskiego dworca PKP a także na terenie Gorzkowa i Brzeźnicy - mówi młoda kobieta. Każdy taki sygnał policja sprawdzała.
- Docieraliśmy do tych ludzi, po weryfikacji okazywało się, jednak, że to był ktoś podobny do zaginionego - mówi Adam Włodek, szef wydziału kryminalnego KPP w Bochni.
Akcja poszukiwawcza trwa. Fotografia Grzegorza została umieszczona na stronie internetowej policji a także na portalu zaginieni.pl (nr 09 - 1059).
Od zniknięcia mieszkańca Trawnik minęły trzy miesiące. Rodzina młodego człowieka nie może pogodzić się z tym co się stało. Nie potrafi sobie wytłumaczyć, dlaczego?

Miał przecież tyle planów. Zaginął w czwartek, w poniedziałek miał odebrać ponad 50-tysięczną odprawę z pracy.
- Chcieliśmy dokończyć remont domu, zmienić samochód. Planowaliśmy założyć konta naszym dzieciom - wylicza żona Grzegorza, która wierzy, że jej mąż żyje.
- Nie dopuszczam do siebie myśli, że mogło mu się coś stać - przekonuje.

W takim nastawieniu utwierdził ją jasnowidz, którego w ostatnim czasie odwiedziła.
- Twierdził, że mąż żyje, tylko stracił pamięć i nie wie, jak wrócić do domu - zapewnia. Nie wszyscy wróżbici jednak tak podeszli do zaginięcia Grzegorza.
- Były też wskazówki, aby jego ciała szukać w Wiśle, która przepływa w pobliżu domu. Policja zorganizowała nawet trzy akcje, podczas których przeszukiwano koryto rzeki. Nic jednak nie znaleziono - mówi z nadzieją w głosie Joanna.

Kobieta absolutnie wyklucza samobójstwo. Zapewnia, że nie było powodów.
- Mąż nie przepadał za wodą. Często jeździliśmy na wycieczki, wakacje. Nigdy nie byliśmy nad żadną wodą - jeziorem, rzeką czy morzem - wspomina.
Zniknięcie Grzegorza przeżywa cała rodzina.
- Jeszcze do niedawna praktycznie nie sypiałam. Kładłam się i nie mogłam zmrużyć oczu. Teraz śpię, ale bardzo źle, niespokojnie - mówi młoda kobieta.
Najgorzej jednak całą tę sytuację znoszą dzieci. Sześcioletnia Angelika i czteroletni Kuba. Dziewczynka jest zamknięta w sobie, cicha. Chłopiec buntuje się przeciw temu, co się stało. Pyta, dlaczego tato ich opuścił. Wmawia sobie, że ojciec go nie kocha.

- A ja jestem całkowicie bezradna. Zupełnie nie wiem, co mam powiedzieć dziecku. Jak wytłumaczyć takiego maluchowi, co się dzieje i jeszcze być na tyle silną, by przy tym nie płakać - zwierza się Joanna.
Z trwogą myśli o zbliżających się Świętach Bożego Narodzenia.Wie, że mąż bardzo kocha dzieci. Gdy wyjeżdżał do pracy za granicę, płakał, że się z nami rozstaje. Gdy wracał, potrafił stać i wpatrywać się w śpiące maluchy. Zawsze był uczuciowy. I bardzo oddany rodzinie.
- Nie wiem, jak przeżyjemy te święta, jeśli Grzesiek się nie znajdzie. Nawet boję się o tym myśleć. Ja cały czas czekam. I mam nadzieję - dodaje.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bochnia.naszemiasto.pl Nasze Miasto