Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bochnia. Szczepan Brzeski i Maciej Jermak pokonują Główny Szlak Beskidzki. Chcą w 7 dni przebiec 520 km, by pomóc chorym Filipowi i Piotrowi

Paweł Michalczyk
Paweł Michalczyk
Szczepan Brzeski i Maciej Jermak w tydzień pokonują Główny Szlak Beskidzki
Szczepan Brzeski i Maciej Jermak w tydzień pokonują Główny Szlak Beskidzki archiwum wyprawy Szczepana Brzeskiego i Macieja Jermaka
Już piąty dzień trwa morderczy bieg po górach Szczepana Brzeskiego i Macieja Jermaka. Postanowili w tydzień pokonać 520 kilometrów i 20 kilometrów przewyższeń. Trasa to tzw. Główny Szlak Beskidzki, łączący Bieszczady z Beskidem Żywieckim. Chcą w ten sposób pomóc 8-letniemu Filipkowi spod Bochni oraz Piotrowi z Wieliczki.

FLESZ - Rząd ogłasza nowe obostrzenia

Mają za sobą cztery dni nadludzkiego nieomal wysiłku, biegnąć wśród deszczu i zimna, nie tylko w dzień, ale i godzinami wśród mroku. Szczególnie trudna była środa i czwartek (30 września i 1 października 2020).

Głównym Szlakiem Beskidzkim w tydzień, z deszczem, w niepogodzie

Wyruszyli z Wołosatego w Bieszczadach punktualnie minutę po północy w poniedziałek (27 na 28 września 2020). Pierwszego dnia pokonali 90 kilometrów. O 2.30 zameldowali się na Tarnicy, najwyższym szczycie Bieszczad (1346 m n.p.m.) - Zimno, ale byliśmy szczęśliwi, bo nie padało - relacjonują. Pierwszego dnia towarzyszyli im dwaj biegacze, Marcin i Marek.

Na 23. kilometrze planowali pierwszy postój techniczny, ale przebiegli 10 kilometrów dalej i dopiero się zatrzymali. Wtedy też zaczęło świtać. Na 35 kilometrze Szczepan przechodził pierwszy kryzys.

- Zasypiałem. Bujało mną na boki. W końcu po 30 minutach walki mówię Maćkowi, że muszę usiąść na kilka minut i zamknąć oczy. Poskutkowało - wspomina Szczepan.

W Cisnej zrobili dłuższy postój, po którym ruszyli na ostatni, najdłuższy tego dnia odcinek do Komańczy, liczący 29 kilometrów. Deszczowa noc zastała ich w stromym lesie. Odszukiwanie oznakowania szlaku zajmowało dużo czasu. Pierwszego dnia pokonali 4490 metrów przewyższeń.

Rankiem drugiego dnia dały się odczuć oznaki zmęczenia po poniedziałkowym maratonie. W początkowej fazie mieli jednak dość prostą trasę Beskidu Niskiego, co pozwoliło zachować dobre tempo. - Cały dzień nie padało - podkreśla Szczepan. Problemem były jednak kałuże i błoto. We wtorek pokonali 65 kilometrów i 2160 metrów przewyższeń. Dotarli do okolic Lubatowej. Na szlaku tego dnia spotkali ...sześć osób.

W środę musieli zmagać się z deszczem. - Któż w dzieciństwie nie lubił skakać po kałużach - żartuje Szczepan. Tego dnia przebiegli 47 kilometrów, rezygnując z ostatniego odcinka liczącego 11 kilometrów. - Nie chcieliśmy biec mokrzy w nocy... Generalnie w deszczu nie da się połykać kilometrów, a szkoda - tłumaczy Szczepan.

Czwartkowa trasa obejmowała końcówkę Beskidu Niskiego i Beskid Sądecki. Również ten dzień był bardzo trudny, ponieważ padało bez przerwy. Z wodą zresztą mieli do czynienia również w innym wydaniu. - Około 7 razy przeprawialiśmy się przez rzekę - mówi Szczepan. Do czwartku włącznie przebiegli ok. 50 kilometrów mniej niż zakładali.

Dzisiaj biegacze próbują nadrobić stracone kilometry. Zaczęli bieg o 4.20. - Wystartowaliśmy z Krościenka i biegniemy 55 km do Czarnego Potoku, gdzie skończyliśmy wczoraj. Po drodze planujemy postój w Rytrze. Z Czarnego Potoku wracamy z autobazą do Krościenka i dalej biegniemy ok. 25 km do przełęczy - napisał Szczepan.

W sobotę (3 października) biegacze mają w planie pokonać 88 kilometrów od Jordanowa przez Przełęcz Lipnicką, Przełęcz Glinne do Węgierskiej Górki, a w niedzielę - 58 kilometrów z Węgierskiej Górki przez Przełęcz Kubalonkę do Ustronia, gdzie kończy się Główny Szlak Beskidzki.

Chcą pomóc Filipowi Taborowi oraz panu Piotrowi

Zgodnie z założeniem, bieg ma pomóc w zdobyciu funduszy na leczenie i rehabilitację Filipka z okolic Bochni, który cierpi na mózgowe porażenie dziecięce i padaczkę. Po urodzeniu lekarze nie dawali mu szans na przeżycie, ale dzięki niezłomnej postawie rodziców chłopiec rozwija się i pokonuje kolejne ograniczenia. Dzięki systematycznej rehabilitacji, Filip uczy się obecnie chodzić. Ciągle jednak ma spore problemy z równowagą. Celem biegu było nagłośnienie zbiórki na zakup ortez dla Flipka oraz sfinansowanie trzech specjalistycznych turnusów.

Potrzebne fundusze zostały już zebrane, dlatego biegacze postanowili wesprzeć jeszcze jedną osobę, tym razem dorosłego pana Piotra z Wieliczki, który cierpi na stwardnienie zanikowe boczne. Mężczyzna jest ojcem i mężem, człowiekiem pełnym pasji i do niedawna prowadził małą rodzinną firmę. Trzy lata temu podczas meczu piłki nożnej poczuł niedowład lewej nogi. Myślał, że to nic poważnego, okazało się, że cierpi na postępującą chorobę neurologiczną.

Pomimo codziennej rehabilitacji, choroba postępuje bardzo szybko. Pan Piotr całkowicie stracił już władzę w nogach, ma również problemy z oddychaniem. Codziennie przez kilka godzin musi korzystać z pomocy respiratora. Powoli traci zdolność mówienia...

- Piotr za chwilę przestanie mieć możliwość komunikowanie się z otoczeniem. Jedynym rozwiązaniem na kontakt będzie sprzęt komputerowy zaopatrzony w program do komunikacji wzrokiem. Piotr ma również nadzieję, że dzięki temu komunikatorowi choćby na chwilę będzie mógł wrócić do swojego zawodu-grafika komputerowego - pisze na stronie zbiórki żona mężczyzny, pani Magdalena.

Trwająca w internecie kwesta ma na celu sfinansowanie komputera z programem do komunikacji wzrokiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na bochnia.naszemiasto.pl Nasze Miasto