Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wojna na Ukrainie. Duchowni z diecezji tarnowskiej pomagają na Ukrainie uchodźcom wojennym

Paweł Michalczyk
Paweł Michalczyk
Na Ukrainie pracuje 13 księży pochodzących z diecezji tarnowskiej, a także wiele sióstr zakonnych z Polski. Ich misja polega teraz nie tylko na pracy duszpasterskiej, ale i na pomocy osobom uciekającym przed wojną. Porozmawialiśmy we wtorek (1 marca) z dwoma księżmi: Krzysztofem Szeblą oraz Mateuszem Świstakiem. Ten ostatni pochodzi z Dębna.

FLESZ - Komentarz na temat sytuacji na Ukrainie - red. Wojciech Mucha

od 16 lat

Ks. Krzysztof Szebla, pochodzący z Mielca, pracuje na Ukrainie od 2011 roku. Najpierw był prefektem w lwowskim seminarium, gdzie udzielał się też jako wykładowca łaciny oraz muzyki kościelnej, a od 2014 jest wikariuszem parafii katedralnej we Lwowie. Świątynia jest niezwykle cenna dla Polaków, bo to w niej 1 kwietnia 1656 roku król Jan Kazimierz złożył śluby w czasie potopu szwedzkiego.

- To, co jest na wschodzie, gdzie widzimy atakowany Kijów i Charków, u nas nie występuje. Lwów jest jak na razie oszczędzony, choć mamy lotnisko. Nie była jak dotąd użyta ostra amunicja, żadnych bombardowań, tylko sygnały ostrzegawcze, bo radary od czasu do czasu namierzają jakiś dron albo samolot - opowiada duchowny.

Codzienne alarmy przeciwlotnicze

W sobotę syreny obrony przeciwlotniczej wyły we Lwowie aż cztery razy, o 6 rano, w południe, przed godziną 18 i przed 20. To sygnał, aby schować się z bezpieczne miejsce. Za każdym razem ostrzeżenie było odwoływane po kilkudziesięciu minutach. Niedziela i poniedziałek były znacznie spokojniejsze, syreny ostrzegawcze uruchomiono tylko raz około godziny 20, ale i wtedy alarmy były szybko odwoływane.

Choć wojna do Lwowa nie dotarła, w mieście widać wiele zmian. - Wszystkie drogi wyjazdowe ze Lwowa są zabarykadowane. Są duże kontrole, nawet na trasie do lwowskiego seminarium trzeba przejść dwie kontrole - dodaje ks. Krzysztof. Po mieście poruszają się patrole policji, które sprawdzają przechodniów. Władze Lwowa apelują, żeby wyłączać światło po godzinie 23. Miasto robi się ciemne, aby było mniej widoczne z nieba.

- Sklepy są raczej pozamykane, otwarty jest bazar i spożywcze. Wszystkie produkty długoterminowe są wykupione. Z chlebem bywają problemy. Ludzie masowo zaczęli wybierać pieniądze z banków, z aptek poznikały środki opatrunkowe.

Metropolita lwowski, abp Mieczysław Mokrzycki, zwołał sztab kryzysowy, aby pracować strategię pomocy w sytuacji wojny. Angażują się w nią duchowni nie tylko ze Lwowa, ale i z innych parafii na zachodniej Ukrainie.

Pomoc materialna trafia do archidiecezji lwowskiej m.in. za pośrednictwem Fundacji Semper Fidelis z Łańcuta. Koordynuje ona transport z Polski, za jej pośrednictwem można również dokonywać wpłat. W lwowskim seminarium uruchomiono magazyn pomocy materialnej, udzielanej na miejscu. Niezależnie od tych działań, w lwowskiej katedrze trwa całodzienna adoracja w intencji pokoju.

Polscy duchowni na Ukrainie pomagają uchodźcom

Uciekinierom z terenów zagrożonych wojną pomagają przygraniczne parafie. - Kto może, przerzuca przez granicę namioty, śpiwory, żeby pomóc tym co uciekają. Siostry dominikanki z Żółkwi wspierają uchodźców ciepłym posiłkiem, pomagają też albertynki ze Lwowa. Otwierają się kościoły na wypadek alarmów.

Ks. Mateusz Świstak z Dębna w powiecie brzeskim na Ukrainie pracuje od 2016 roku, a od 2018 roku jest proboszczem parafii Nadwórna, położonej 180 km na południe od Lwowa. Jest to miasto wielkości Brzeska. Parafia rzymskokatolicka liczy około stu osób.

Na wjazdach do miasta są punkty kontrole. Wjazd z jednego województwa do drugiego wiąże się z wojskowymi kontrolami. Nawet idąc do sklepu trzeba mieć ze sobą dokumenty. W godzinach od 22 do 8 rano obowiązuje godzina policyjna, wprowadzono też obowiązek nocnego gaszenia świateł. Gasną lampy uliczne, reklamy, szyldy, neony.

- Ludzie są zachęcani, żeby nie używać światła, albo chociaż zasłaniać okna, aby z góry miasto nie było widoczne. Jest to o tyle ważne, że w Nadwórnej znajduje się rafineria ropy naftowej, a to to strategiczny punkt - zwraca uwagę ks. Mateusz Świstak.

- U nas jest spokojnie, miasto leży u podnóża Karpat, a więc z dala od głównych miejsc walk, ale dużo jest już u nas uchodźców, zmierzających w stronę granicy. Miasto przygotowało centrum pomocy humanitarnej, zbierane są dary w postaci żywności o długiej dacie ważności, ubrania, pościele, koce, środki medyczne, środki higieny osobistej - wylicza duchowny.

Mieszkańcy Nadwórnej zbierają również pomoc materialną dla żołnierzy, walczących z najeźdźcą. - Przed każdym większym sklepem stoją wolontariusze, zbierają wszystko co się da, nawet i papierosy, żeby ich wojskowym nie zabrakło - uśmiecha się ksiądz Mateusz.

Szturm do nieba nawet przez internet

Jak na razie, parafia nie potrzebuje pomocy z Polski. Proboszcz jest w stałym kontakcie z Caritas diecezji tarnowskiej, a także z osobami pochodzącymi w Nadwórnej, które wyemigrowały do Legnicy czy Wrocławia.

W parafii Nadwórna, podobnie jak w wielu innych na Ukrainie, trwa modlitewny szturm o pokój. - Kościół jest otwarty przez cały dzień, ludzie wchodzą, modlą się. Codziennie sprawowana jest msza święta z formularza na czas wojny zgodnie z prośbą naszego arcybiskupa lwowskiego. Szturm modlitewny trwa również poprzez media społecznościowe, ludzie łączą się np. na modlitwę różańcową.

Masz informacje? Nasza Redakcja czeka na #SYGNAŁ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na bochnia.naszemiasto.pl Nasze Miasto