Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Prof. Marek Wajdzik: Dzikie zwierzęta lgną do dużych miast. Często sami je zapraszamy

Aleksandra Łabędź
Aleksandra Łabędź
Wideo
od 16 lat
Chociaż w dużych miastach czeka na nie wiele niebezpieczeństw, to i tak jest im tu łatwiej żyć, niż w lasach. Dzikie zwierzęta przychodzą do miast lub po prostu już się w nich rodzą. Wszystko za sprawą coraz większego zabudowywania terenów zielonych, a także niepotrzebnego dokarmiania tych zwierząt, które powinny umieć zadbać sobie same o pokarm. Jak wskazuje dr hab. inż. Marek Wajdzik, prof. URK, który również jest myśliwym, mieszkańcom lub też turystom udało się już rozleniwić nie tylko gryzonie, lisy, sarny, czy też dziki, ale nawet niedźwiedzie.

Dziki i lisy w Krakowie, sarny i niedźwiedzie w Zakopanem. Dlaczego dzikie zwierzęta tak bardzo lgną do życia w mieście?
Przyczyn jest bardzo wiele, jednak głównym powodem bez wątpienia jest to, że człowiek w coraz większym stopniu zaczął zajmować coraz to nowe i większe tereny. Po części zaczęto wchodzi i zajmować areały zamieszkiwane przez dzikie zwierzęta. Poprzez zabudowę coraz to nowych terenów, jakby siłą rzeczy żyjące tam zwierzęta włączamy do terenów zabudowanych. Kolejne pokolenia zwierząt rodzą się już między dużymi zabudowaniami i dla nich ten teren staje się miejscem codziennego bytowania, jest ich domem. Bliskość człowieka nie jest im zupełnie dziwna.

Nie możemy jednak całej winy zrzucić na zabudowę. Nie jest tajemnicą, że wiele osób po prostu sama "zaprasza" te zwierzęta do miast.
To druga sprawa, ponieważ niektórzy z nas, chcą się poczuć spełnionym w przyrodniczej misji, dokarmia te zwierzęta, np. przez wyrzucanie im odpadków z naszego stołu. Już nie mówię tutaj o dokarmianiu kaczek, pokarmem, który jest zupełnie dla nich nieodpowiedni, co niestety dzieje się nagminnie, ale też wystarczy spojrzeć na nasze miejskie zieleńce, by zobaczyć odpadki z naszego stołu. W ten sposób rozleniwiamy dzikie zwierzęta, uczymy je, że pokarm można bardzo łatwo zdobyć i przez to wszystko ściągamy tutaj też inne, mniejsze zwierzęta, które z kolei stają się pokarmem dla tych dużych gatunków. Na przykład na terenie miasta pojawiają się gryzonie typu myszy, w ślad za nimi przychodzą choćby listy i jenoty, a także dziki. Reasumując, nasze nieodpowiednie zachowanie, czyli to dokarmianie sprawia, że sami ściągamy te zwierzęta do miasta.

Jeśli już o dokarmianiu, choćby ptaków, zawsze byliśmy uczeni, aby robić to w zimie. Teraz zupełnie zostało to zaburzone.
Oczywiście, przez to nieprawidłowe dokarmianie dzikich zwierząt, uczymy je, że w mieście pokarm jest dostępny przez cały rok. W związku z tym, łatwiej jest im tutaj bytować. Śmiało możemy powiedzieć, że mamy tu do czynienia z synurbizacją, czyli procesem dostosowania się populacji zwierzęcych do specyficznych warunków panujących w miastach. Możemy powiedzieć, że w ten sposób tworzy się "nowa grupa" zwierząt, która na widok człowiek nie ucieka, a nawet jest jej wygodniej żyć w bliskości ludzi. To nie jest ich wina, tylko nasza.

Poświęcimy chwilę właśnie temu dystansowi. Dzikie zwierzęta zbliżają się do nas coraz bardziej, jednak poczucie zupełnego braku dystansu między nami jest mylne, prawda?

Powiedzmy, że zbliża się do nas dzik na ok. 5 metrów i naszym zdaniem wszystko jest ok. Oczywiście, że nie! Jeżeli przekroczymy pewien dystans i zwierzę poczuje się zagrożone to może się skończyć atakiem. Z reguły dzikie zwierzęta się wycofują, jednak nie wiemy jak one będą się zachowywały. Za przykład podam niedźwiedzicę, która lata temu pojawiła się w Tatrach. Turyści przyzwyczaili ją do tak małego dystansu przez podawanie jej pokarmu, że z czasem zaczynała się domagać dokarmiania, a nawet „kradła” plecaki z żywnością. To samo już widzimy w Krakowie na przykładzie dzików, które już wywracają śmietniki, żeby znaleźć w nich pożywienie, lub też "stołując" się na obierkach, które każdego dnia wyrzucamy za ogrodzenie naszej posesji. Za chwilę może się okazać, że pewnego dnia zapomnimy wyrzucić tych obierek, a dzik będzie się ich domagał podchodząc do nas bardzo blisko. Sami do tego doprowadzamy.

Mimo, że dzikie zwierzęta czują się w miastach jak u siebie, to przecież czyha tu na nie wiele niebezpieczeństw. Jakich?
Na pewno trzeba tu wymienić ruch samochodowy, czy też zatrucia poprzez zjedzenie czegoś nieodpowiedniego. Jednak z drugiej strony musimy zauważyć, że w mieście praktycznie znika ich problem związany z dużymi drapieżnikami, bo jakie inne zwierzę może tu realnie zagrozić, np. dzikowi? Kolejna sprawa to mniej surowe zimy, więc kolejny problem dzikich zwierząt znika. Można powiedzieć, że te przeróżne gatunki, które przybywają do miast mają to wszystko wyważone, ponieważ jest ryzyko, że mogą zginąć pod kołami, ale z drugiej strony jest im tu dużo łatwiej żyć.

Czy każde dziko żyjące zwierzę, która pojawia się mieście to odpowiedzialność myśliwych?
Po pierwsze powinniśmy zadbać o to, by odciążyć myśliwych, ponieważ oni mają ograniczone możliwości, które są zresztą prawnie unormowane. Powinny powstać specjalistyczne służby, które będą rozwiązywały te sytuacje konfliktowe. Takie służby na terenie Krakowa działają. Gdy np. sarna zostanie potrącona przez samochód to dzwoni się do myśliwego, a ustawa o ochronie zwierząt jasno precyzuje, że w momencie gdy takiego zwierzęcia nie da się uratować i wymaga uśmiercenia, to również zobowiązany do tego jest lekarz weterynarii, policjant i inne służby. Wszyscy się przyzwyczaili, że w momencie, gdy mamy do czynienia ze zwierzętami łownymi, to powinni się nimi zajmować myśliwi. Nic bardziej mylnego! Pamiętajmy też, że zwierzęta łowne są dobrem ogólnonarodowym, czyli należą do Skarbu Państwa i na dobrą sprawę wszyscy jesteśmy ich właścicielami.

Czy Polacy boją się Legionelli? - sonda

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Prof. Marek Wajdzik: Dzikie zwierzęta lgną do dużych miast. Często sami je zapraszamy - Gazeta Krakowska

Wróć na bochnia.naszemiasto.pl Nasze Miasto